Aktualności

Zobacz wszystkie aktualności
27.01.2020

KOCHAĆ I BYĆ KOCHANYM. JOANNA MARCINKOWSKA O "ANIOŁACH W AMERYCE"

Spektakl, który w nieco nieoczywisty sposób przekazuje, że niezależnie od tego, jak trudne i pogmatwane potrafią być ludzkie losy, to każdy gdzieś tam w głębi chce po prostu kochać i być kochanym oraz akceptowanym.

Złamane serca, poszukiwanie akceptacji i swego rodzaju rozpacz w dążeniu do miłosnego spełnienia w nieprzyjaznym świecie – trzynaście lat temu (17 lutego 2007 roku) na deskach TR Warszawa miała premierę sztuka Tony'ego Kushnera „Anioły w Ameryce".

Tekst przetłumaczył Jacek Poniedziałek, wyreżyserował go Krzysztof Warlikowski. Po kilkunastu latach po to samo tłumaczenie sięgnęła Małgorzata Bogajewska i zmierzyła się z dziwnym, nieco surrealistycznym, a jednocześnie bardzo ludzkim światem cierpienia, miłości i zagubienia. W „Aniołach w Ameryce" przenikają się właściwie dwa światy: realny i iluzoryczny. W świecie realnym mamy to, co faktycznie wydarza się między bohaterami. Iluzja to stany uciekania w marzenia i fantazje. Dotyczą one głównie Harper, ponieważ to do niej z lodówki wychodzi kapitan, ona też przeniesie się na Antarktydę – wszystko natomiast będzie działo się w jej głowie. Niezwykłymi scenami są też np. spotkania Priora z aniołem. Rzeczywistość i iluzja ściśle współistnieją. Nie ma tu jednoznacznych odpowiedzi na najprostsze pytania, wciąż zacierają się też granice tożsamości i realizmu. Świat ciężko chorych ludzi momentami nas bawi, ale częściej jednak przeraża, ponieważ niemal wszyscy bohaterowie przechodzą przez kolejne kręgi cierpienia fizycznego lub psychicznego. Przez te ponad cztery godziny zobaczymy na scenie miłość, śmierć, nienawiść, zagubienie, radość, ekstazę, lęk: stany od euforii do depresji.

Na scenie mamy dwupoziomową scenografię. Na piętrze siedzą muzycy, ponieważ większość muzyki wykonywana jest na żywo. Po ich lewej stronie znajduje się małe pomieszczenie, które w trakcie trwania spektaklu okaże się sypialnią, miejscem odosobnienia, pewnych rozstrzygnięć. Na scenie pod nimi, po prawej stronie mamy też dwie pary drzwi, z których jedne będą metaforycznym przejściem do innego świata, a drugie garderobą. Praktycznie cały spektakl rozgrywa się tu, na dole, na poziomie właściwej sceny. Z góry dobiega tylko muzyka lub śpiew anioła. Ponadto mamy tu grę świateł, które dodatkowo komponują przestrzeń. Scenografia sama w sobie jest tak naprawdę ascetyczna – na pustą scenę wjeżdża np. łóżko szpitalne czy wnoszone są krzesła na potrzeby sceny. Można odnieść wrażenie, że bohaterowie mają do dyspozycji wielkie przestrzenie, w których najwięcej miejsca pozostawiono na emocje. Dodatkowo wyjścia w kulisy prowadzą do ukrytych miejsc, tajemnic niewidocznych gołym okiem. To sprawia, że przestrzeń wydaje się otwarta, nieoczywista. Akcja toczy się płynnie – sceny przechodzą jedna w drugą lub zmieniają się na wyciemnieniu. Mimo tego, że mamy na scenie dosyć dużą liczbę wątków i postaci, to jesteśmy w stanie spokojnie śledzić akcję. Zdarzają się też momenty, kiedy dialogi dwóch różnych par są prowadzone symultanicznie. Całość utrzymana jest w mrocznym klimacie, od którego jest niewiele oddechu. Społeczność amerykańskich homoseksualistów musi konfrontować się z chorobą. Szczególnie jest to widoczne u Priora (geja chorego na AIDS, którego po zdiagnozowaniu zostawia chłopak), brawurowo zagranego przez Piotra Franasowicza i jest to zdecydowanie najbardziej wyróżniająca się postać. Można nawet odnieść wrażenie, że jego historia jest właściwie osią spektaklu. Poza tym mamy tu m.in. prawnika Roya (Piotr Pilitowski), który wypiera własną tożsamość płciową, Josepha (Wojciech Lato), który próbuje być sobą, czyli gejem, ale ma żonę – Harper (Anna Pijanowska): kobietę z problemami psychicznymi. Widowisko ma dwie części. Każda z nich rozpoczyna się monologiem: w pierwszej części usłyszymy Rabbiego Izydora, w drugiej Aleksieja (obydwie role – Kajetan Wolniewicz). W pierwszej części możemy poznać bohaterów i ich aktualną sytuację. Po przerwie mamy z reguły część refleksyjną i tutaj również ta zasada obowiązuje. Po monologu widzimy finał historii każdego z bohaterów. Jednak można odnieść wrażenie, że w drugiej części aktorzy mają już mniej energii. Może na to mieć wpływ samej długości spektaklu i tego, że rzadko mamy do czynienia ponad czterogodzinnymi realizacjami. Takie może być również założenie, że każda z postaci jest już mocno zmęczona swoją sytuacją i wręcz wyczekuje wyzwolenia z niej. Spektakl w reżyserii Warlikowskiego grany jest rzadko, jednak ma w sobie siłę, której brakuje w realizacji Bogajewskiej. Ten w Ludowym to spektakl ważny, estetycznie ładny, bardzo dobrze zagrany, ale można odnieść wrażenie, że mimo wszystko aktorzy nie do końca unieśli jego ciężar emocjonalny. „Anioły w Ameryce" to spektakl, w którym emocje są bardzo skumulowane i właściwie na ich poziomie dzieje się w gruncie rzeczy najwięcej.

W wykonaniu zespołu z Teatru Ludowego nie jest to może widowisko, które „rzuca na kolana", jednak trzeba przyznać, że aktualnie jest to jedna z najciekawszych propozycji na teatralnej mapie Krakowa. Pastelowe barwy, ascetyczna scenografia i ludzie o pogmatwanych losach, pogubionych tożsamościach. Spektakl, który w nieco nieoczywisty sposób przekazuje, że niezależnie od tego, jak trudne i pogmatwane potrafią być ludzkie losy, to każdy gdzieś tam w głębi chce po prostu kochać i być kochanym oraz akceptowanym.

Popularne

Obrazek
19.10.2009

GRAND PRIX DLA NASZYCH MĘŻCZYZN

Blisko cztery tysiące widzów obejrzało podczas XIII Ogólnopolskiego Festiwalu Komedii „Talia” sześć spektakli konkursowych i trzy w ramach imprez towarzyszących. Zdaniem publiczności, która po raz pierwszy decydowała w tym roku o przyznaniu Grand Prix, najlepszym spektaklem okazało się „Wszystko o mężczyznach” Teatru Ludowego z Krakowa

Zobacz więcej
Obrazek
06.10.2009

SYBERIADA TEATRU LUDOWEGO - PIERWSI NA BURIACKIEJ ZIEMI

Od 8 do 18 września Teatr Ludowy gościł na scenach teatrów Syberii Wschodniej. Nasze spektakle spotkały sie z gorącym przyjęciem, a my wrócilismy pełni niezapomnianych wrażeń.

Zobacz więcej