Miro Gavran Wszystko o mężczyznach reż. Tomasz Obara Komedia

Scena:
Scena Pod Ratuszem
Czas trwania:
1 H 25 MIN (bez przerwy )
Cena:
normalny: 75 pln , ulgowy: 50 pln

O spektaklu

Męski świat, wykreowany ze strzępów rozmów podsłuchanych w siłowni, deklaracji składanych przy kieliszku, buńczucznych gróźb mafiosów z półświatka, nie do końca twardych męskich rozmów, w sytuacjach, kiedy staje się wobec utraty najbliższych… To dramaturgiczne wznowienie tematu znanego już naszym widzom ze spektaklu „Wszystko o kobietach”. Trzech aktorów wciela się w kilkanaście postaci, z pasją i szczerością, dając widzom powód do uśmiechu i jednocześnie do zadumy.

Premiera 17 maja 2008, Scena Pod Ratuszem
***
W spektaklu w charakterze rekwizytu używane są papierosy.

9.04.2018
Monika Sobieraj
 

Męskie sprawy

Dobrego aktora można poznać po tym jak sobie radzi „saute", bez wypasionej scenografii, mnogości rekwizytów, partnerów, z którymi prowadzi dialog, a którzy czasem łagodzą zadry i drzazgi w warsztacie, wypełniając luki swoją osobowością. 

Dobry aktor posiada warsztat i osobowość sceniczną. Potrafi w pół minuty z pornograficznego wesołka przeistoczyć się w umierającego staruszka, wejść w rolę tak wiarygodnie, żeby nikt nie dostrzegł choć cienia „oszustwa". Bo całe aktorstwo można nazwać oszustwem, ale pozbawionym pejoratywnego charakteru, bo im lepiej ktoś potrafi omamić publiczność, tym większą magią włada. Paradoksalnie niepożądane jest na scenie kłamstwo. Kłamstwo wyczuwa się na kilometr, na kłamstwie nie zbuduje się wielkiej roli, a jedynie odbije się ono ostrą niestrawnością. Widz nie jest głupi, widz chce zostać oczarowany tą iluzją, ale mało wiarygodny iluzjonista dostarcza jedynie rozczarowania, nieumiejętnie prezentując sztuczki i kładąc całe show. Chodzi o to, żeby wszelkie aktorskie sztuczki ulepiły prawdziwą sztukę.

Tomasz Obara wystawiając na deskach Teatru Ludowego spektakl „Wszystko o mężczyznach" Miro Gavrana skompletował obsadę trzech dobrych aktorów, którzy w pół minuty potrafili diametralnie zmienić klimat, założyć inną maskę, przejść do zupełnie innego świata. Sztuka składa się z kilku wątków, a właściwie odrębnych scen, ukazywanych na scenie niczym odcinki serialu, kończące się oczywiście w kulminacyjnym momencie. Taka fragmentaryczność fabuły, podawana widzowi w odcinkach, jest cechą charakterystyczną spektaklu. Podbija to również trudność roli, bo jeden aktor musi płynnie przechodzić z jednej do drugiej i trzeciej, by za chwilę powrócić znów do odgrywanej już pierwszej, a potem drugiej i znów trzeciej. Ciągłe przebieranki, zmiany postaci, głosu, mimiki, sposobu poruszania i mówienia. Panowie muszą trzymać tempo i uważać na zakrętach, żeby się nie wykoleić. Trudna to sztuka. Nie tylko technicznie, tematycznie momentami również. Dostajemy na tacy ciepłą, lekką komedię o gorzkim posmaku. Nie jest to do końca zabawna historia, czy raczej historie, czasem wręcz bardzo wzruszające, ale do końca trzyma humorystyczny ton i to humor sprawia, że wynosimy z niej sporo zabawy, ale i tyle samo zadumy.

Tytuł mówi „Wszystko o mężczyznach", ale to zaledwie kawałek męskiego świata, choć świetnie spreparowany, żeby z grubsza, wyraźną linią nakreślić problematykę. Łatwo dostrzec też analogię do kobiet, obie płcie zmagają się z bardzo podobnymi historiami. Pierwsza scena – samce alfa na siłowni, wymieniają się spostrzeżeniami na temat kobiet swojego życia i nie tylko, opowiadają o popędach, pragnieniach, zdradach i morale. Przechodzimy potem płynnie do odcinka o umierającym na raka ojcu i jego dwóch synach, z czego jeden nie potrafi wybaczyć ojcu kwestii związanych z matką... dopóki prawda nie wychodzi na jaw. Sceny jedne z najtrudniejszych w całym spektakl – żal, gniew, smutek, beznadzieja, bliskie towarzystwo śmierci. W kolejnym odcinku odwiedzamy mieszkanie pary gejów, która gości byłego partnera jednego z nich. Dominuje tu zazdrość we wszelakich jej odcieniach, podsyca ją dodatkowo sentymentalizm i chyba nie do końca zakopane uczucia. Historia trochę groteskowa, trochę ironiczna, ale zdecydowanie najbardziej zabawna w całym przedsięwzięciu – bar ze striptizem i gangsterka, werbująca faceta, który dla pieniędzy zrobiłby wszystko, choć jak się okazuje, stając twarzą w twarz z zadaniem i publicznością, ucieka w popłochu. Kto zastąpi wstydliwego źrebaka i jak zakończy się show? Trzeba to zobaczyć na własne oczy.

Problemy ukazywane pod płaszczykiem śmiechu i żartu są uniwersalne dla obu płci. Każdy człowiek odczuwa zazdrość jeśli mu na kimś zależy, a tym bardziej jeśli do wspólnego życia nagle wkracza z impetem przeszłość partnera. Każdy również pragnie miłości i w imię miłości robi wiele z pozoru absurdalnych rzeczy. Przykładem dość bolesnym jest historia chorego ojca, który został znienawidzony przez syna, który obwiniał go o odejście matki.

Trzeba przyznać, że scenografia zbyt skomplikowana nie jest, ot, stolik i krzesła z tyłu sceny – i w zupełności wystarczyło. Panowie swoim warsztatem zapełnili scenę aż po brzegi. Stworzyli kreacje pełne i charakterystyczne. Żonglerka wcieleniami aktorskimi przez dwie godziny to niesamowicie wyczerpująca praca, przede wszystkim emocjonalnie. Nie wszystkim może przypaść do gustu humor, czy fabuła, czy lekkie rozczarowanie, nie do końca komediowy charakter, ale nie zmienia to faktu, że panom należą się owacje za perfekcyjnie wykonaną pracę.


23.07.2007
Paweł Głowacki
 

Wcielenia

Jackowi Drożdżowi na 25-lecie. Przypominam sobie pana nazwisko - powiada gdzieś u Oscara Wilde'a markiz do markiza, powitalnie ściskając mu dłoń na cotygodniowej kolacji poniedziałkowej u markizy stuletniej - przypominam sobie pana nazwisko, ale za żadne skarby nie mogę przypomnieć sobie pana twarzy... Czemu tak? W zeszły poniedziałek twarz była inna? Wszystkie twarze były nie te, co dziś? Nawet jeśli, to spytać należy: na ch.. komu, panie Jezu, takie Pret-a-Porter lic? We "Wszystko o mężczyznach" Miro Gavrana, którą to pajęczynę zapętlających się skeczy teatralnych Tomasz Obara na Scenie Pod Ratuszem (cywilizowana placówka Teatru Ludowego) wyreżyserował, aktorzy trzej - sam Obara, Piotr Pilitowski oraz Krzysztof Górecki - przez dwie godziny z małą przerwą są niczym markizowie u "dzikiego" Oscara, tyle że nie mają czasu na frazy "dzikiego" Oscara, wygłaszane twarzą w twarz przy arystokratycznym kominku. Trzeba im przebierać się gwałtownie! Gdzieś za kulisami maski fruwają stadami! Pomyli się któryś z kapłanów Melpomeny, złowi nie tę, co trzeba - i dopiroż jajca będą! Większe niż te, gdy się nie mylą! A nie mylą się. Trzech bez przerwy i na pstryknięcie maski zmieniać musi. I żebyż tylko o twarze szło! Wszystko tu zmieniać trzeba. Gest, krok, temperament, głosu tembr, sposób gadania, oko, włos, oddech i wreszcie twarz, na samym końcu twarz. Na pstryknięcie zmieniać muszą ciała swoje, bo tym razem teatr niewiele więcej ma do dyspozycji. Owszem, kostiumy za kulisami, muzyczka na konsolecie elektryka, kolory papuzich świateł, cisze dowolnie krótkie, dowolnie długie ciemności. Tyle jest, tyle, lecz ni cala więcej. Mało? Gest, krok, temperament, tembr, gadanie, oko, włos, oddech, twarz, słowem - człowiek cały. To mało? Jest dokładnie tyle, ile trzeba, by trzech przeszło przez sześć zapętlających się wcieleń. Kumple w siłowni, dwóch braci i na raka umierający ojciec, kurdupel w kraciastej koszulinie wzięty z ulicy i dwóch "macho" pornobiznesu, trzech, ściślej mówiąc troje (choć nie podejmuję się ustalić, kto tu jest kto...) gejów, wreszcie sklerotyczni dziadkowie w domu spokojnej starości. To dużo, bardzo dużo, a czasu nie ma. Zaledwie dwie godziny - istnień natomiast aż piętnaście! Czasu nie ma - a świata całe pół do opowiedzenia, więc zostaje, co zwykle w takich razach w teatrze zostaje. Aktorstwo. Stolik na środku sceny, jeśli o znaczenie kształtów idzie - stolik zupełnie obojętny, a wokół trzy identycznie obojętne krzesła. Do tego kwieciste koszule "ciot", naćwiekowane "skóry" alfonsów, byle jakie fatałaszki rodzinki "zaraczonej", sportowa odzież "siłowników", nędza pensjonariuszy domu umierania, nędza godna pięknej nędzy starców w "Skarbach świata całego" Bohumila Hrabala. No i oni. Obara, Pilitowski, Górecki. Aktorzy. Powiem ostro, powiem nieprzyjemnie, powiem do tak zwanego "spodu": Obara. Sprawa w tym, że gdy ma się mało - z malizny trzeba umieć wydusić wszystko. Nic nie mając - każde słowo należy zmienić w opowieść maleńką. Każde swoje słowo, każdy gest, krok, ciszę, krzyk, każdą twarz swoją. Obara jest wyrazisty - właśnie tak wyrazisty. Mały wielki upierdliwiec detali. Nie żebym teraz jakieś aktorskie nędze Pilitowskiemu i Góreckiemu wytykał, skądże. A nawet przeciwnie. Dawno, bardzo dawno (a Góreckiego chyba nigdy w życiu) nie widziałem panów tych w formie aż tak smakowitej. Ich role, ich przejście przez pięć zapętlających się wcieleń - to jest przejście pamiętne. Pamiętne, ale nie upierdliwe. Niestety. Gdy nie ma co jeść - mucha bywa cymesem. Gdy scenicznego baroku brak - aktorowi musi wystarczyć paznokieć. Jeśli paznokcia nie ma - brak ten uwiera, bardzo. W tym sprawa. Milimetry. Farfocle, co by na nie normalny człek w normalnych okolicznościach nawet nie splunął. Beknięcie. Oko. Rzęsa. Sylaba. Bobki intonacji. Cmoknięcie. Milczenie. Nic, prawie nic. Wszystko, kolosalny kosmos. Z tego Obara, za Gavranem idąc, lepi swą opowieść o... Nie cierpię debilnego pytania: "o czym toto, panocku, jest?". Nie cierpię debilnego pytania tego i gardzę odpowiedziami na nie, ale tym razem - niech będzie. Swą diabelnie śmieszną, migotliwą, kabaretowo-wicowo-jarmarczno-delartowską, z wciąż zmieniających się scenek ulepioną opowiastkę o męskości, o naturze męskości, o męskości alfach i omegach - Obara lepi tak, jak zegarmistrz składa zegarek. Paproch do paprocha... Tyle wystarczy? Naprawdę? Milimetr wystarczy, by z umierającego na raka stać się zazdrosnym gejem, guru pornobiznesu, osiłkiem w siłowni, dyszącym trupem w domu jesieni? Przejście od wcielenia do wcielenia to przejście po paznokciu? Tak mało trzeba, byś we wtorek rano w lustrze nie rozpoznał tego kogoś, kto w poniedziałek wieczorem jako ty położył się w twym łóżku? Między początkiem a końcem - nic, tylko kilka ziaren piachu?... Zbyt śmiało pytam. Problem w tym, drogi panie Tomku, że gdy się - jak pan swoje "Wszystko o mężczyznach" - kończy iście slapstikowym portrecikiem rodzajowym sklerotycznych starców dreptających po ostatnim parku swego życia - niknie cytrynowy smak dna skeczów scenicznych Gavrana. Zostaje komedia. Świetna, bo świetna - lecz tylko komedia.


21.05.2008 
Polska Gazeta Krakowska nr 117/20.05.08
Magda Huzarska
 

INSTRUKCJA OBSŁUGI MĘŻCZYZNY W TEATRZE LUDOWYM

Mężczyzna to stworzenie dość proste w obsłudze. By sprawnie funkcjonował, wystarczy: a. Dostarczyć mu odpowiednią ilość gadżetów, którymi będzie mógł imponować znajomym. Przeważnie wystarcza do tego samochód, choć w skrajnych przypadkach kończy się na łodzi motorowej. b. Nie oponować, gdy wpada w depresję i musi ją wyleczyć w pobliskim pubie w gronie podobnych mu istot, określanych też mianem przyjaciół. c. Nie zapominać, że mężczyzna też ma duszę, choć na co dzień dość skrzętnie ją skrywa. d. Od czasu do czasu łechtać jego ego, powtarzając, że jest mądry i wspaniały i że jego praca jest najważniejsza na świecie. Gdy uświadomimy sobie te cztery podstawowe zasady, możemy być pewne, że stworzenie zwane mężczyzną będzie funkcjonować w miarę sprawnie, bez konieczności zbyt częstej naprawy lub wymiany. Prawdę tę potwierdza najnowszy spektakl Teatru Ludowego "Wszystko o mężczyznach" Miro Gavrana, wyreżyserowany na Scenie pod Ratuszem przez Tomasza Obarę. Trzech panów - grający w spektaklu reżyser oraz Krzysztof Górecki i Piotr Pilitowski - od samego początku robi wszystko, byśmy były pewne słuszności powyższych tez. Punkt a. sprawdza się już w pierwszej scenie rozgrywającej się na siłowni, gdzie przy kolejnym podnoszeniu sztangi panowie wymieniają uwagi na temat swego życia seksualnego, zaliczanych w biurze lasek, które stanowią dopełnienie męskości godne superfury i superkasy. Problem w tym, że jeden z nich nie dorasta do roli supersamca. Nie szkodzi, przyjaciele pomogą mu. Zajmą się jego żoną, a ta, wreszcie zaspokojona, przestanie na niego narzekać i facet będzie miał spokój. A później hipokryzję, którą bynajmniej nie można nazwać wyrzutami sumienia, zaleją w knajpie, gdzie przy okazji jak mali chłopcy dadzą sobie po razie, potwierdzając punkt instrukcji noszący literkę b. Punkt c. sprawdza się w dalszej części przedstawienia, we wzruszającej historii umierającego ojca i synów, którzy wyjaśniają sobie nieporozumienia z przeszłości. Ale by nie zrobiło się zbyt poważnie, punkt c. może potwierdzić się też w scenach z klubu erotycznego. Nie dochodzi tam w końcu do męskiego striptizu, bo panowie, którzy mają go wykonać, okazują się zbyt wstydliwi. A teraz przejdźmy płynnie do punktu d. i połechtajmy, skądinąd słusznie, ego twórców przedstawienia. Tomasz Obara po raz kolejny pokazał, że jest nie tylko świetnym reżyserem, ale i wytrawnym aktorem. Znakomicie wtórowali mu sceniczni partnerzy, którzy, jak za dotknięciem różdżki, wcielali się w role gejów, macho, "przeciętnych" obywateli, a także 80-letnich dziadków. Pomogła im w tym funkcjonalna i dyskretna scenografia Marka Brauna oraz świetnie dopasowane do poszczególnych sytuacji kostiumy Jolanty Łagowskiej, której ego, jako jedynej kobiety w tym gronie, nie trzeba chyba łechtać, bo na pewno i tak zna swoją wartość.

Nagrody i wyróżnienia

Grand Prix na XIII Festiwalu Komedii Talia w Tarnowie
dla spektaklu "Wszystko o mężczyznach" 2009 rok.

Twórcy

tłumaczenie: Anna Tuszyńska
reżyseria i pracowanie muzyczne: Tomasz Obara
scenografia: Marek Braun
kostiumy: Jolanta Łagowska 
inspicjent / sufler: Manuela Nowicka

Najbliższe spektakle

07 kwi 2024 - 19:00 (nd)
Wyprzedane
09 kwi 2024 - 19:00 (wt)
Wyprzedane
26 kwi 2024 - 17:00 (pt)
Kup bilet
17 maj 2024 - 19:00 (pt)
Kup bilet
18 maj 2024 - 19:00 (sb)
Kup bilet
24 maj 2024 - 19:00 (pt)
Kup bilet
25 maj 2024 - 19:00 (sb)
Kup bilet