Aktualności

Zobacz wszystkie aktualności
04.07.2019

"TYLKO KONIEC ŚWIATA" - RECENZJA

Spektakl jest nieprawdopodobnie „czysty" teatralnie – to znaczy nie ma tu żadnego niepotrzebnego gest, zbędnego słowa, a wszystko (tekst, dobór aktorów, scenografia, kostiumy, światło czy użycie wizualizacji) jest doskonale skomponowane. Aktorzy swoją grą doprowadzają do łez: raz ze śmiechu, w innym momencie ze wzruszenia - pisze Joanna Marcinkowska z Dziennika Teatralnego.

To małe żyćko. To twoje też!

"Tylko koniec świata" – reż. Ewa Rucińska – Teatr Ludowy w Krakowie

Kiedy mieszkamy daleko od rodzinnego domu, często o nim myślimy. Nieważne – dobrze czy źle, ale jednak cały czas mamy ten dom w pamięci. Zdarza się nam ten dom idealizować albo traktować powrót do niego w sytuacji granicznej jako przykry obowiązek. Może się wtedy tlić w nas jakaś iskra nadziei, że jednak coś się zmieniło, a może być zupełnie odwrotnie. Taką dziwną, patologiczną, choć nie tak bardzo nierzeczywistą, jak mogłoby się wydawać rodzinę pokazuje Ewa Rucińska w spektaklu „Tylko koniec świata", który nie tylko wyreżyserowała, ale również przetłumaczyła tekst francuskiego autora. Z ciemności wyłania się bardzo delikatnie oświetlona twarz młodego mężczyzny (Louis – Krystian Pesta). Beznamiętnym głosem mówi o tym, że po 12 latach przyszło mu wrócić do rodzinnego domu. Nie mówi wprost o przyczynie, ale można się domyślać, że powodem jest śmiertelna choroba. Louis żył sobie spokojnie w cieniu – gdzieś tam, za granicą. Teraz chciałby wrócić, żeby zobaczyć matkę, brata, siostrę i być może skonfrontować ich z tą wiadomością, przekazując im ją osobiście. „Tylko koniec świata" to spektakl osobliwy – opiera się na dialogach, które właściwie mają formę swoistych monologów wewnętrznych. Tak naprawdę ciężko wyczuć, czy postaci faktycznie zwracają się do swojego rozmówcy, czy też są to momenty poznawania ich najgłębszych przemyśleń, których w rzeczywistości nigdy nie wypowiedzieliby na głos. Szczególnie, że przy dłuższej wypowiedzi każdego z bohaterów światło przygasa, a osoba mówiąca jest wyróżniona okrągłym światłem reflektoru. Na scenie mamy zbiór absurdów w postaci doprowadzonych niemal do skrajności stereotypów na temat rodziny. Matka (Barbara Szałapak) wygląda jak żywcem wyjęta z serialu „Dynastia" i dba tylko o powierzchowny wizerunek najbliższych, ale w barku ma ołtarzyk, poświęcony nieobecnemu synowi. Siostra (Suzanne – Weronika Kowalska) to młoda kobieta o duszy wiecznej nastolatki, która nie potrafi wyrwać się z rodzinnego domu i urządza sobie w nim własną enklawę. Brat (Antoine – Maciej Namysło) jest jedynym mężczyzną w domu, terroryzującym (przez narzuconą mu rolą lidera) własną rodzinę, w tym żonę (zastraszona Catherine – Roksana Lewak). Ze sceny wylewa się wręcz groteska w najczystszej postaci. Dysfunkcję i totalny brak porozumienia widać tu na każdym kroku. Spektakl jest nieprawdopodobnie „czysty" teatralnie – to znaczy nie ma tu żadnego niepotrzebnego gest, zbędnego słowa, a wszystko (tekst, dobór aktorów, scenografia, kostiumy, światło czy użycie wizualizacji) jest doskonale skomponowane. Aktorzy swoją grą doprowadzają do łez: raz ze śmiechu, w innym momencie ze wzruszenia. Ich role są trudne, ponieważ każda z postaci jest niejednoznaczna – zawiera w sobie jakieś pęknięcie. To coś dziwnego, osobistego, dzięki czemu chciałaby się gdzieś wyrwać jak Louis, ale nie ma w sobie tyle odwagi. „Tylko koniec świata" ogląda się jednocześnie z zachwytem i przerażeniem, dotyczącym jego trafności. Bo takie rodziny, niestety, istnieją. Genialną metaforą, która oddaje funkcjonowanie rodziny Louisa jest meblościanka, którą widzimy na horyzoncie. Z pozoru jednolita, niczym nie wyróżniająca się, a jednak kiedy postaci zaczynają otwierać kolejne drzwiczki nagle okazuje się, że nigdy nie wiadomo, co możemy znaleźć w środku. Ukryto tam nie tylko stół, krzesła (!), obrus czy naczynia, ale szafa okazuje się raz schowkiem na ubrania, a w kolejnej scenie... przejściem do innego pokoju! Meblościanka to tylko sztafaż – jej prawdziwą zawartość odkryjemy dopiero, kiedy zajrzymy do środka. Podobnie jest z tą rodziną. Główny bohater może bardzo mocno kojarzyć się z tytułową postacią „Kruma" w reż. Krzysztofa Warlikowskiego. On także wraca po latach do domu, ale nic ze sobą nie przywozi. Również stwierdza, że choć najbliżsi mu ludzie zostali, to jedynie posunęli się w latach, jednak układy między nimi pozostały te same. Nic się nie zmieniło. Kruma można też potraktować trochę jak ducha – kogoś, kto tak naprawdę nie wrócił, nie istnieje, ale krąży wśród przyjaciół i znajomych. U Rucińskiej Louis też jest bohaterem raczej pasywnym – to bardziej odbiorca emocjonalnych monologów niż żywy uczestnik dyskusji. Dobitnie pokazuje to ostatnia scena, w której matka inicjuje sztuczną rozmowę, a Louis siedzi zwrócony twarzą w stronę widowni. Można wręcz przypuszczać, że wraca do domu po śmierci, jako zabłąkana dusza odwiedzając rodzinny dom. Jego (nie)obecność jest swoistym papierkiem lakmusowym dla stosunków w rodzinnym domu. Spektakl jest ważną i dopracowaną w najdrobniejszych szczegółach wiwisekcją rodziny i w sposób niezwykle bezpośredni pokazuje, że jest ona „najważniejszą komórką społeczną" nierzadko tylko z nazwy. Funkcjonowanie pojedynczej osoby po traumie „domu" często jest tak naprawdę nieważne. W pewnym momencie Antoine mówi do Louisa, wyrzucając z siebie długi monolog: „To małe żyćko. To twoje też!". W ten sposób przekazuje, że nic nie ma znaczenia, bo każdy i tak żyje sam, w swoim świecie, a jak jakieś życie zgaśnie, to świat się nie zatrzymuje. Wszystko toczy się dalej. To właśnie taki „Tylko koniec świata" – nic się tak naprawdę nie zdarzyło. Szczególnie, jeśli nie było to coś, co zmieniło losy świata. Ot, czyjaś śmierć na obczyźnie. Jesteś, a równie dobrze mogłoby cię nie być – i nie łudź się nawet, że jest inaczej.

 

 Joanna Marcinkowska

Dziennik Teatralny

Kraków 4 lipca 2019

Popularne

Obrazek
31.03.2011

PYZA NA POLSKICH DRÓŻKACH - NIEDZIELNE POPOŁUDNIE DLA RODZIN - 10 KWIETNIA O GODZ. 16.00

Nie zapomnijcie tylko wziąć dzieci (jeśli jesteście rodzicami), dajcie szansę na zabawę rodzicom (jeśli jesteście dziećmi) - nasz magiczny teatralny wehikuł wszystkich pomieści.

Zobacz więcej
Obrazek
31.03.2011

O BRACIACH PRESNIAKOW I UDAJĄC OFIARĘ SŁÓW KILKA

Udając ofiarę to czarna komedia i kryminał w jednym. Jednak autorzy nie próbują dociekać kto zabił i dlaczego, ale zadają pytanie, co stało się ze światem w którym te wszystkie zbrodnie się wydarzyły.

Zobacz więcej
Obrazek
10.03.2011

OLEANNA. Z NOTATNIKA REŻYSERA

O wyborze tekstu scenicznego często decyduje przypadek. Tak było z „Oleanną” Davida Mameta. Przypadkowo obejrzałem film w jego reżyserii z udziałem W. H. Macy i Debry Eisenstadt. Film widziałem kilka lat temu… Dokładnie kiedy, nie pamiętam, za to dobrze pamiętam wrażenie, jakie na mnie zrobił. Wrażenie, co najmniej dziwne…. Nie spodobała mi się wtedy gra aktorów, jakby bez wyrazu, bez emocji, uczucia.

Zobacz więcej