SZEKSPIROWSKI PAPTULARZ
To ludzkość jest tym bohaterem, który wciąż umiera i wciąż zmartwychwstaje — wciąż kocha, wciąż nienawidzi — wije się dziś niczym robak, jutro jak orzeł wzlatuje ku słońcu/ Heinrich Heine
Traktowanie JAK WAM SIĘ PODOBA jako musicalu w stadium embrionalnym może pomóc wyjaśnić, dlaczego krytycy tak słabo radzili sobie z jego skromną, epizodyczną fabułą, sporą dozą satyry społecznej, przesadną kulminacją, w której pojawia się bóg Hymen, i wszystkimi tymi piosenkami i tańcami.Te same elementy widziane z perspektywy komedii muzycznej mają głęboki sens. To tak, jakby Szekspir szukał po omacku drogi do czegoś, czego jeszcze nie można było sobie wtedy wyobrazić, gdyż miało upłynąć ponad sto lat, zanim w 1728 roku wystawiono pierwszy angielski musical, OPERĘ ŻEBRACZĄ Johna Gaya. Nie jest do końca jasne, czy Szekspir zdawał sobie w pełni sprawę, dokąd zmierza jako dramatopisarz, a z perspektywy czasu wydaje się, że była to jedna z możliwych ścieżek, ostatecznie nieobranych, trop, który został prawie całko- wicie zatarty.
James Shapiro
Maniakom, którzy twierdzą, że sztuki Shakespeare’a są zbyt dobre, by mógł je napisać aktor, nie przyszło nigdy do głowy, że są one zbyt złe, by mógł je napisać lord kanclerz. Są w nich przecież nieporozumienia dotyczące elementarnych faktów. Brak im oryginalnych fabuł, są nieporządne pod względem formy, pełno tam porzuconych wątków, są całkowicie nieznośne. Zawierają zastanawiająco mało aluzji literackich. Mają wszelkie cechy pośpiesznych improwizacji. Pachną teatrem, nie gabinetem. To nie są pod żadnych względem dzieła przemyślane. Człowiek obdarzony takim jak Shakespeare niezrównanym talentem do obserwowania szczególnych cech charakterów ludzkich mógł był z łatwością nabyć i zasymilować ten rodzaj wiedzy, który można znaleźć w jego sztukach. O wykształceniu Shakespeare’a wiemy z całą pewnością to, że czerpał z dwu wielkich źródeł ludzkiej wiedzy: studiował teatr i życie (...)
Wiedzy, którą posiadł w tak znacznym zakresie, nie można nabyć w szkole — jest to wiedza natury chłonącej doświadczenia, a predyspozycja ta, podobnie jak geniusz twórczy, jest darem wrodzonym, a nie umiejętnością nabytą. Ludzie wymyślili „tajemnicę Shakespeare’a”, próbując znaleźć przyczyny rzeczy umykających rozumowaniu. Wszelki geniusz twórczy jest tajemnicą, z natury niemożliwą do wyjaśnienia.
George Sampson
...miejscem akcji tworzonych przez Szekspira dramatów jest kula ziemska, i to właśnie jego jedność miejsca, czasem zaś, w którym się te sztuki rozgrywają, jest wieczność, i to jego jedność czasu, a odpowiada im obu bohater owych tragedii, promieniujący w ich centrum i reprezentujący jedność uwagi... To ludzkość jest tym bohaterem, który wciąż umiera i wciąż zmartwychwstaje — wciąż kocha, wciąż nienawidzi — wije się dziś niczym robak, jutro jak orzeł wzlatuje ku słońcu — dziś zasługuje na czapkę błazeńską, jutro na wieniec laurowy, a jeszcze częściej na tę pierwszą i ten drugi jednocześnie — wielki karzeł, mały olbrzym, homeopatycznie przyrządzony bóg, w którym boskość, choć co prawda mocno rozrzedzona, ciągle przecież jest obecna — ach! nie mówmy zbyt wiele o bohaterstwie tego bohatera, ze skromności i wstydu!
Heinrich Heine
Nie wiemy nawet dokładnie, jakie jest geograficzne umiejscowienie tej komedii. Księstwo uzurpatora pozornie jest we Francji, a Las Ardeński to Ardeny, ale przywołuje się tu Robin Hooda, a las wydaje się bardzo angielski. Imiona francuskie i angielskie są przydzielane postaciom na chybił trafił, tworząc radosną anarchię, która działa znakomicie. Choć krytycy mogą znajdować i rzeczywiście znajdują w Lesie Ardeńskim wiele cieni, takie odkrycia tylko przesłaniają to, co w tej wspaniałej sztuce najważniejsze. To najpogodniejszy utwór Szekspira: śmierć była i jest w Arkadii, ale nie tak, by nas przygnębiać, ponieważ prawie wszystko inne jest takie, jak nam się podoba.
Harold Bloom
Żadne może dzieło Shakespeare’a prócz SNU NOCY LETNIEJ nie ma tej ciągłości fantastycznego czaru, a do zalet poetyckich owej baśni młodocianej przyłącza się tu dojrzałość nabytej przez doświadczenie mądrości życiowej.
Tem bardziej musimy podziwiać alchemję poety, że tu bryła za bryłą przerabia na złoto nieoczyszczoną rudę swego oryginału. (...)
Co prawda nowela Tomasza Lodge, na której polega Shakespeare, ma świetną literacką genealogię i sama posiada niepospolite walory literackie. Z cudnych starych ballad ludowych o leśnem życiu wyidealizowanego przez pieśń gminną kłusownika Robina Hood jakiś rówieśnik czy naśladowca wielkiego średniowiecznego pieśniarza Chaucera wysnuł swą rymowaną opowieść GAMELYN, a mniej Lodge do swej powiastki prozą ROZALINDA przeniósł i ten dwór książęcy, co tak fantastycznie w lesie koczuje, i szum samego tego dziwnego lasu ardeńskiego wokoło, w którym obok rodzinnych dębów i buków rosną palmy, a prócz angielskich owiec i ich pasterzy napotkać można lwy i tygrysy.
Wszystko to wprowadził na scenę i opromienił fantazją i melodją swą Shakepspeare. Wiernie we- dług Lodge’a znowu tu się pojawia, jak już w DWÓCH PANACH Z WERONY i w WIECZORZE TRZECH KRÓLI, ulubiony motyw romantycznego dramatu epoki: dziewczyna, wędrująca po świecie w przebraniu męskiem. Tym razem — znowuż według Lodge’a — towarzyszy jej krewniaczka, któ- ra zachowała strój niewieści. To daje poecie sposobność obok tylu obrazów przyjaźni między mężczyznami, rozsianych po dramatach, raz także nam ukazać wdzięczny obrazek serdecznej przyjaźni dwóch dziewcząt. Oczarowany urokiem tego motywu przyjaźni kobiecej, powtórzył go poeta w najbliższej komedji WIELE HAŁASU O NIC. (...)
Wobec nieprzepartego uroku sielskiej świeżości, romantycznej poezji i rzewnej zadumy, jaka wieje od tego dzieła, nie można się dziwić pobłażliwemu nastrojowi, jakiem się wobec niego unosi nawet najpoważniejsza krytyka naukowa. (...) Nie rażą nas w dziele tak przedziwnie pięknem nawet te krzyczące nieprawdopodobieństwa, któremi okupujemy przedłużenie rozkosznej idylli: nie zastanawiamy się nad tem, dlaczego Rozalindy przez cztery akty ciągłych spotkań w lesie nie poznaje ani ojciec ani kochanek. Nie gniewaliśmy się, gdyby zabawka z jej przebraniem męskiem była przeciągnięta jeszcze dłużej bez żadnej rzeczywistej potrzeby, tak jak już nią faktycznie jest od trzeciego aktu. Nie kiwamy głową nad temu łatwemu nawróceniami i przebaczaniami, których Shakespeare na końcu swoim zwyczajem — a wbrew noweli Lodge’a! — nie poskąpił, by rzecz zakończyć akcentami pojednania i pełnej harmonji. I prawdziwym żalem wreszcie żegnamy uroczy las armeński, bo nam samym, jak orszakowi wygnanego księcia, „czas tam płynął bez troski, jakby w złotym wieku”.
Roman Dyboski (1927, pisownia oryginalna)
__________
#jakwamsiepodoba
Materiał z programu spektaklu pod redakcją Marii Klotzer.
William Shakespeare
JAK WAM SIĘ PODOBA
reż. Maćko Prusak
Opracowanie graficzne: Jepe Oyen
red. Anna Ryś
fot. Jeremi Astaszow