CIEŃ WIELKIEJ GÓRY
O spektaklu „Tajemnica góry” Amedeusza Nosala w reż. Łukasza Zaleskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Wanda Świątkowska, członkini Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Tajemnica góry Amadeusza Nosala w reżyserii Łukasza Zaleskiego to teatralny thriller dla młodzieży z elementami grozy, zagadką i zjawiskami paranormalnymi, w którym odnajdą się młodzi widzowie Stranger Things czy Enoli Holmes, jak również ich rodzice, szczególnie jeśli są fanami książek Jozefa Kariki i pamiętają jego Szczelinę. Tym, co łączy horror słowackiego pisarza i spektakl ze Teatru Ludowego, jest tytułowa „tajemnica góry”.
Czwórka nastolatków urywa się na weekend z domu, zostawiając rodziców w błogiej nieświadomości, że jadą na szkolną wycieczkę. Ruszają autobusem nad morze, do „stolicy kraba”, pech chce, że autobus ma awarię i podróżnicy lądują na pustkowiu – bez zasięgu, bez mapy i GPS-a. Ruszają pieszo na wyprawę, która okaże się dla nich sprawdzianem przyjaźni, samodzielności i dojrzałości, a także podróżą inicjacyjną. Majacząca nad lasem wielka góra nie jest bowiem taką zwykłą górą, a senne, zagubione w ostępach miasteczko nie do końca jest normalnym miasteczkiem. Tu trzeba przerwać, by nie psuć przyjemności oglądania i poznawania z bohaterami tajemnicy, tyleż otoczenia, co samych siebie.
Dużym atutem tekstu Amadeusza Nosala jest stworzenie czworga sympatycznych, wiarygodnych i zindywidualizowanych bohaterów, w których wcielają się młodzi aktorzy z łódzkiej filmówki: Krzysztof Oleksyn, Weronika Błaszczyk, Zofia Tkaczyńska i Kacper Zalewski. Kreują oni dalekich od stereotypu nastolatków – i dowcipnych, i towarzyskich, niekiedy lirycznych i melancholijnych, lecz także znerwicowanych przez zbliżające się egzaminy. A jak mówi jedna z matek – to absurd, kiedy „trzydziestoma pytaniami A B C D i rozprawką na temat jakieś prehistorycznej lektury masz zadecydować, jak będzie wyglądała reszta twojego życia!”. Młode osoby czują tę presję, potęgowaną jeszcze przez oczekiwania rodziców. Jednym słowem, są u progu dorosłości i ważnych wyborów, a ta podróż wokół góry – i metaforycznie w głąb siebie – ma szansę dodać im odwagi do realizacji własnych (a nie cudzych) marzeń.
Polubiłam tych nastolatków – są normalni, fajni, zabawni, a przede wszystkim nie są tekturowi i nie stanowią wyobrażenia na temat tego, jak dorośli twórcy widzą „dzisiejszą młodzież”. Autentyzmu przydaje im wiek, młodzieńczy wygląd i energia wykonawców. Cała czwórka jest wspaniała: Krzysztof Oleksyn jako kochający sztukę i poezję Edgar, Weronika Błaszczyk jako przebojowa i wyzwolona Rolki, Zofia Tkaczyńska jako obowiązkowa i rozsądna Mo oraz Kacper Zalewski jako pomysłowy i wygadany Din. Od razu widać, że dobrze się rozumieją, uzupełniają i tworzą zgraną paczkę.
Kontrapunktem wobec świata młodych (choć, jak się okaże, nie do końca) są dorośli. Marta Bizoń i Patryk Palusiński występują w rolach wszystkich rodziców, nauczyciela, kierowcy autobusu i tajemniczej starszej pani ze sklepu. Przedzierzgają się zręcznie w kolejne postaci, tworząc je jednym gestem, rekwizytem, elementem ubioru, sposobem mówienia – pokazują tych wszystkich stereotypowych, nierozumiejących swoich dzieci rodziców. Jednak Nosal z Zaleskim umożliwią na scenie przełamanie tego muru – „starzy” cofną się w czasie i spotkają jako młodzi ludzie ze swoimi pociechami. Młodzież z lat dziewięćdziesiątych i młodzież dzisiejsza nawiąże przy jednym ognisku nić porozumienia – wszyscy zerwali się z domu, wszyscy mają podobne marzenia, wszyscy są czasem pogubieni – a różni ich tylko język, bo jedni mówią „morowo”, a drudzy raczej „sztos” czy „masno”. Spektakl w ciepły sposób pokazuje, że przy odrobinie wysiłku i dobrej woli da się zrozumieć własne dzieci, a rodzice nie są takimi strasznymi wapniakami.
Scenografia i kostiumy Kai Migdałek są proste i wymowne. Z fantazją i luzem potraktowała ona stroje nastolatków – każdy z nich czymś się wyróżnia: Din nosi obszerną kamizelę z kieszeniami, Rolki różową perukę, Edgar żółtą czapkę, a Mo gorsecik i tiulową spódnicę. Do tego mają sportowe obuwie, dodatki, brokatowe makijaże. Widać nonszalancję w podejściu do mody i pragnienie zaznaczenia własnego stylu. Jest na luzie, a jednocześnie turystycznie i kiedy trzeba, w plecakach znajdą się kurtki przeciwdeszczowe i latarki.
Scenografia prostymi skrótami lokalizuje odmienne miejsca akcji (bohaterowie w swej wędrówce wykorzystują całą przestrzeń kameralnej sceny nowiutkiego Teatralnego Instytutu Młodych, jak również widowni). Scena jest przeważnie pusta – okazjonalnie pojawiają się na niej zwykłe krzesła (klasa szkolna, autobus), mały namiot, parę podestów i sztuczne, podświetlane kamienie, nieliczne rekwizyty. Są czysto funkcjonalne, nie ozdobne. Jakby bez związku z historią walają się gdzieniegdzie stare sprzęty, kable i kasety wideo. Natomiast w budowaniu niesamowitego klimatu wędrówki pomagają filmy i wizualizacje Amadeusza Nosala – odrealnioną przestrzeń lasu, tytułową górę czy nadmorską plażę zobaczymy na przekrzywionym stojącym w głębi sceny ekranie. Filmy mają pewną chropawość, ziarnisty obraz jak ze starych kaset VHS, co podkreśla vintage’owy charakter i prowizoryczność dekoracji. Nie są to realistyczne pejzaże, ale tak jak przetworzony obraz Gustave’a Courbeta Samotność, oddają raczej klimat wewnętrzny bohaterów niż piękno krajobrazu. Pojawiające się na ekranie napisy podkreślają umowność tego świata i konwencję filmową (wyświetlony tytuł i napisy końcowe). Może więc jesteśmy na planie filmu przygodowego a nie na żadnym gigancie? Ten trop podpowiada także stary sprzęt rozrzucony w różnych miejscach sceny. Może to magazyn z elektronicznymi rupieciami albo stare studio nagraniowe?
To zacieranie granic między konwencjami, przestrzeniami, wpisana w spektakl umowność i prowizoryczność pomagają nawiązać kontakt z publicznością. Aktorzy mówią bezpośrednio do widzów, wchodzą pomiędzy nich, szukają porozumienia – dzielą się doświadczeniem pewnej przygody i nie budują wrażenia fantazyjnej bajki w pięknych dekoracjach. Na tym zasadza się według mnie efekt realności spektaklu i poczucie współuczestnictwa. W finale jedna z osób na widowni jest proszona o zrobienie bohaterom komórką grupowego zdjęcia z wizerunkiem kraba, do którego udaje im się w końcu dotrzeć. Chętni widzowie też mogą sobie z nim cyknąć selfie.
Twórcy wychodzą z założenia, że teatr dla młodych dorosłych musi przestać czarować. W konkurencji na budowanie iluzji i fantastycznych efektów dawno przegrał z innymi mediami. Jeśli młodzież przychodzi po coś do teatru, to po autentyczne historie o nich samych, po prawdę, która leży w opowieści, porozumieniu i wspólnocie doświadczeń, a nie w teatralnych efektach, które z gruntu wydają się podejrzane lub śmieszne. Może być prosto i skromnie, byle było bez udawania, dydaktyzmu i przekonania, że „dorośli wiedzą lepiej”. Tajemnica góry proponuje taki właśnie teatr – partnerski, kumplowski, który nie sili się na podlizywanie młodym, na przykład nadużywając ich slangu i powiedzonek. To teatr podchodzący z szacunkiem do młodego widza, któremu bacznie się przygląda, od którego czerpie i któremu chce towarzyszyć. Być może za sukcesem tego podejścia stoi także młody wiek realizatorów, którzy pewnie sami nie tak dawno zdobywali własną „tajemniczą górę”.
Cień wielkiej góry e-teatr Wanda Świątkowska, członkini Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Popularne
DON KICHOT W KOSMOSIE?
Tak, to nie żart. Pod okiem Sylwestra Krupińskiego powstają iście kosmiczne i niepowtarzalne kostiumy do naszej najnowszej produkcji.
Zobacz więcej"DOKTOR DOLITTLE" MEDIALNA PRZEDPREMIEROWO
Jesteśmy po pierwszej konferencji prasowej i próbie medialnej tego sezonu.
Zobacz więcejGOTOWI DO STARTU!
Już w najbliższą niedzielę 4 września dwa zespoły z naszego teatru pobiegną w szczytnym celu. Wy również MOŻECIE POMÓC
Zobacz więcej