DRAMAT NIESPEŁNIENIA
Najnowsza recenzja spektaklu ?Kotka na rozgrzanym blaszanym dachu? / Łukasz Gazur dla Dziennika Polskiego
Za kulisami. Pierwsza scena - chłopak w stroju amerykańskiego futbolisty. Wygląda jak duch, jakieś dalekie wspomnienie. Z tanecznym wdziękiem powtarza gesty z boiska, niczym jakieś magiczne rytuały. W pewnym momencie zaczyna zdejmować kolejne warstwy sportowego ubrania. Coraz szybciej, bardziej nerwowo, kompulsywnie. Jakby próbował złapać powietrze. Jakby zrzucał z siebie gorset męskości i kulturowych ograniczeń. Tak zaczyna się spektakl „Kotka na rozgrzanym blaszanym dachu” według sztuki Tennessee Williamsa w reżyserii (i tłumaczeniu) Jacka Poniedziałka, zrealizowany w Teatrze Ludowym w Krakowie. Znany polski aktor powraca do korzeni tekstu, wydobywając z niego to, co najważniejsze - cielesne niespełnienie, autoograniczenia narzucone przez wychowanie i zasady wyniesione z domu, brak odwagi do życia na własny rachunek, nawet za cenę społecznych konsekwencji. Oto w scenerii rodzinnej posiadłości plantatora-milionera (w tej roli Kajetan Wolniewicz) z amerykańskiej prowincji, odbywa się uroczystość seniora rodu. Ale każdy tu kogoś obserwuje, każdy coś ukrywa. Brick (Wojciech Lato), któremu kontuzja złamała karierę futbolisty, popada w alkoholizm, oddalając się od żony i tonąc we wspomnieniach o swym przyjacielu, z którym łączyła go nieoczywista i niedopowiedziana relacja. Żona Bricka, Maggie (Iwona Sitkowska), walczy o jego uwagę - lecz bezskutecznie. Jej seksapil i rozerotyzowane gesty nic nie dają. Te dwa ciała nie mogą się dopełnić, choć rozpaczliwie topią się w samotności. Pojawia się jeszcze brat, Gooper (Patryk Palusiński), ten rozsądniejszy, choć mniej przez rodziców kochany, z żoną Mae (Mirosława Żak) i kilkorgiem dzieci. Jacek Poniedziałek, który tłumaczenie nie tylko uwspółcześnił, ale zdjął z niego kłódkę moralności, którą założył swoim filmem Elia Kazan (zgodnie z obowiązującym jeszcze w latach 50. w kinie amerykańskim kodeksem Haysa) pozwolił dojść do słowa intencjom autora tekstu. Ten bowiem chciał pokazywać, jak bariery społeczne tłamszą potrzeby jednostki, jak rodzina i społeczeństwo wymuszają zachowania. I nie chodzi tu tylko o niespełnienie Bricka. To także traktowanie kobiet i ich powinności, prawo siły w patriarchalnym społeczeństwie. Tekst, który przez lata wydawał się już być echem czasów minionych, znów brzmi niezwykle aktualnie. Pomysł na wykreowanie scenicznego świata z pomocą czarnych kurtyn (scenografia - Michał Korchowiec) wydaje się trafiony - buduje labirynty, w których miotają się bohaterowie, to znów składają się, by odsłonić przestrzeń, która staje się sceną dla emocji. Na uwagę zasługują zdecydowanie trzy kreacje aktorek. Iwona Sitkowska wręcz skrojona jest do roli tytułowej kotki, czyli Maggie. Gra kobietę targaną namiętnością, głodną spełnienia. Mirosława Żak z chłodem i wyniosłością kreuje postać przykładnej amerykańskiej żony, która umiejętnie potrafi wbić bolesne słowne szpilki swojej szwagierce. Wreszcie matka - Beata Schimscheiner - jej życie upłynęło na wpatrywaniu się w męża, który żony nie szanuje, chronieniu potomstwa i udawaniu, że nie wszystko widzi i nie wszystko rozumie. Męskie role niestety (może poza samym Brickiem) nieco mniej mnie przekonują. Za to we wspomnianej pierwszej scenie wręcz fenomenalnie odnajduje się Tomasz Bazan, jeden z najlepszych współczesnych polskich tancerzy i choreografów. W pewnym momencie rodzinna uroczystość przenosi się pomiędzy widzów. Jakby wszyscy stali się uczestnikami urodzinowego przyjęcia. Atmosfera gęstnieje coraz bardziej. Granica sceny została zniesiona. I nic dziwnego, skoro te problemy brzmią tak aktualnie w Polsce A.D. 2017. Prawda?
Łukasz Gazur dla Dziennika Polskiego
Czytaj więcej: http://www.dziennikpolski24.pl/aktualnosci/a/dramat-niespelnienia,12154380/
Popularne
WŁAŚNIE ZACZĘŁY SIĘ PRÓBY DO NASZEGO NAJNOWSZEGO SPEKTAKLU "AMY. KLUB 27" - PREMIERA 6 MARCA NA DUŻEJ SCENIE
Klub 27 (ang. Forever 27 Club) – w kulturze masowej termin zrzeszający wpływowych muzyków z gatunku rocka, bluesa i R&B, którzy z różnych przyczyn zmarli w wieku 27 lat. Najpopularniejsi artyści swoich czasów, głównie Robert Johnson, Brian Jones, Jimi Hendrix, Janis Joplin, Jim Morrison i Kurt Cobain, zmarli w tym samym wieku, co wywołało przekonanie, że przedwczesna śmierć artystów w wieku 27 lat nie jest zwyczajna. O "klubie" wielokrotnie pisały różne magazyny i czasopisma. Powstało wiele teorii i spekulacji na temat powodów śmierci artystów w tym samym wieku. Charles R. Cross, autor biografii o Jimim Hendrixie i Kurcie Cobainie, napisał: "Liczba muzyków zmarłych w wieku 27 lat jest niezwykła, daje bardzo dużo do myślenia. Pomimo tego, że masa ludzi umiera w różnym wieku, to jest jakaś więź między wszystkimi muzykami zmarłymi w wieku 27 lat".(Wikipedia)
Zobacz więcejTEATR LUDOWY POSZUKUJE OSOBY NA STANOWISKO ASYSTENTKA DYREKTORA/SEKRETARKA
Miejsce pracy: Kraków, os. Teatralne
Zobacz więcej6 GRUDNIA NA DUŻEJ SCENIE ZAPRASZAMY NA SWING!!! - GOŚCINNIE TEATR KOREZ
Swing to seks, swing to emocje, swing to intryga! Swing to nie tylko proste y-y-y ze wszystkimi! Na scenie dwaj przyjaciele: Mirosław Neinert i Dariusz Stach. Do tego żona zawodowa, żona prywatna i nie-żona (Grażyna Bułka, Katarzyna Tlałka, Barbara Lubos). Tekst jednego z lepszych młodych satyryków, Abelarda Gizy. Wszyscy oni mają sporo do pokazania. Sami zobaczycie. „Swingujesz, swingujesz i związek ratujesz!”
Zobacz więcej