PIERWSZA RECENZJA "SOLARIS"
„Człowiek wyruszył na spotkanie innych światów, innych cywilizacji, nie poznawszy do końca własnych zakamarków, ślepych dróg, studni, zabarykadowanych, ciemnych drzwi". – pisze Stanisław Lem w swojej najpopularniejszej powieści – „Solaris".
22.06.2020
Dziennik Teatralny Kraków
Paulina Zięciak
W 1941 roku na rynku wydawniczym pojawił się pierwszy komiks z Wonder Woman, którego autorem był jeden ze współtwórców wariografu – William Moulton Marston. Superbohaterka, stworzona na wzór Supermana i opisanych w mitologii greckiej Amazonek, została wyposażona w lasso – narzędzie pozwalające na uzyskanie prawdy od skrępowanego nim wroga.
Spektakl „Solaris" w reżyserii Wierzchowskiego rozpoczyna scena przesłuchania z użyciem wariografu, podczas którego Andre Berton (Piotr Pilitowski) opowiada Krisowi Kelvinowi (Piotr Franasowicz) o lassie prawdy należącym do bohaterki komiksów DC. Dużą popularnością wśród wielbicieli uniwersum cieszyła się historia, w której superbohaterka sama oplotła się słynnym akcesorium. Czego się o sobie dowiedziała? Jaką prawdę poznała?
W pewnym sensie „Solaris" prezentowany na deskach Teatru Ludowego próbuje znaleźć odpowiedź na pytanie: czym jest prawda? A przynajmniej skłania do jego postawienia. Bo tak jak bez odpowiedzi pozostaje pytanie Bertona o lasso prawdy znajdujące się w rękach Wonder Woman, tak my-widzowie wychodzimy z teatru bez jednoznacznych odpowiedzi, a nawet z jeszcze większą ilością dylematów.
Trzej naukowcy obecni na planecie konfrontują się ze swoją przeszłością, słabościami, a także tym, co już się wydarzyło. Bernard Sartorius (Jan Nosal) spotyka swoją żonę (Małgorzata Kochan) oraz córkę (Roksana Lewak). Alex Snaut (Maja Pankiewicz) widzi matkę (Katarzyna Tlałka). Natomiast do Krisa powraca Harey (Anna Pijanowska) – była dziewczyna.
Wszyscy bohaterowie stacjonujący na Solaris żyją, (a może lepiej powiedzieć – funkcjonują) na granicy obłędu. Sami nie wiedzą, co jest jawą, a co snem, co rzeczywistością, a co fikcją. Nawiedzają ich bliscy, którzy dawno odeszli. Gościom-tworom można zbadać krew, dotknąć ich, a nawet poczuć ich zapach – istnieją namacalne dowody na realną obecność przybyszów. Do końca nie wiadomo, na ile te jeszcze niepoznane jednostki są świadome swojej (lub swojego pierwowzoru) przeszłości ani czy mają świadomość tego, kim są (lub kogo imitują). Przeszłość przeplata się z teraźniejszością tak mocno, że nie pozwala Sartoriusowi, Snautowi i Kelvinowi iść do przodu. Prawdopodobnie dlatego żyć dalej nie potrafił Gibarian.
Spektakl kładzie akcenty w innych miejscach niż powieść Lema oraz popularny film z George'em Clooney'em z 2002 roku. Przedstawienie w bardzo mocny sposób odnosi się do współczesności oraz przywołuje wydarzenia z historii XX wieku. Choć wyeksponowany został wątek miłosny Krisa i Harey, to w równym stopniu co relacje pozostałych naukowców ze swoimi rodzinami. Przede wszystkim obserwujemy oddziaływanie gości na trzech bohaterów oraz ich zmagania emocjonalne i psychiczne wywołane tą konfrontacją. Relacje bohaterów są mocno naznaczone traumą, bólem, stratą, a nawet zbrodnią i samobójstwem. Można się więc zastanawiać czy są to spotkania mające przynieść ulgę, czy rozgrzeszenie? A może wręcz przeciwnie – ma być to kara za popełnione czyny?
Punktem kulminacyjnym jest kłótnia Krisa, który ponownie zauroczony byłą dziewczyną pragnie stworzyć z nią coś nowego, ze Snaut, która dąży do przeprowadzenia badań nad nieznaną materią. Świetny monolog Mai Pankiewicz stawia nie tylko przed Krisem, ale również przed widzami, szereg pytań na temat sensu ludzkiej egzystencji. Nie da się również zapomnieć jednej z ostatnich scen spektaklu, w której bohaterowie zasiadający przy wspólnym stole wysłuchują rozważań Bertona (w tym fragmencie poruszający Piotr Pilitowski).
Nie może także ujść uwadze scenografia (Anna Maria Kaczmarska) i aranżacja przestrzeni scenicznej. Spektakl odbywa się w niezwykle kameralnych warunkach – wszyscy widzowie zasiadają na scenie, otaczając grających aktorów. Bliski kontakt odzwierciedla przede wszystkim intymną atmosferę zbudowaną w powieści i pozwala na dogłębne wniknięcie w miejsce akcji. Ciekawie również posłużono się rekwizytami – szafami, które płynnie wędrują po scenie i stają się tym, co aktorom w danym momencie jest niezbędne. Całość dopełniają projekcje wideo (Tomasz Wolski).
fot.Klaudyna Schubert
Popularne
UDAJĄC OFIARĘ
Wala – główna postać dramatu „Udając ofiarę” który wciąż nie może wydorośleć i zamiast żyć naprawdę, kryje swoją tożsamość odgrywając w policyjnych rekonstrukcjach ofiary zbrodni
Zobacz więcejZmarła Krystyna Skuszanka! Współtwórca i pierwszy dyrektor naszego Teatru!
Wczoraj w Warszawie zmarła Krystyna Skuszanka (ur. 24 lipca 1924 w Kielcach), reżyser, dyrektor teatrów. W latach 1945-46 uczęszczała do Studia Starego Teatru w Krakowie. W roku 1949 ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Poznańskim, a w 1952 uzyskała dyplom reżyserski warszawskiej PWST. W tymże roku debiutowała jako reżyser „Sztormem” Władimira Billa-Białocerkowskiego w Państwowym Teatrze Ziemi Opolskiej, gdzie niebawem została kierownikiem artystycznym. Po trzech sezonach, w 1955 roku, została powołana na stanowisko dyrektora i kierownika artystycznego powstającego w Nowej Hucie Teatru Ludowego, który współtworzyła wraz z mężem, Jerzym Krasowskim. Kierowała nim przez osiem pierwszych lat. W ciągu kilku lat swej działalności, podniosła Teatr Ludowy do rangi jednej z najwybitniejszych i najbardziej interesujących scen dramatycznych w Polsce o wyraźnym obliczu filozoficzno- ideowym. Prowadzili nasz Teatr do 1963 roku, po czym oboje przenieśli się do Teatru Polskiego w Warszawie. Następnie, w latach 1965-71, była dyrektorem Teatru Polskiego we Wrocławiu, a w roku 1972 powróciła do Krakowa, gdzie objęła dyrekcję Teatru im. J. Słowackiego. Wykładała także w krakowskiej PWST. W latach 1983-90, również z Krasowskim, objęła Teatr Narodowy w Warszawie, w którym była kierownikiem artystycznym, a także reżyserowała. Do ważniejszych prac reżyserskich Skuszanki należą: „Balladyna” Juliusza Słowackiego – 1956, „Burza” Williama Szekspira – 1959, „Dziady” Adama Mickiewicza – 1962, „Lilla Weneda” Juliusza Słowackiego – 1973, „Akropolis” Stanisława Wyspiańskiego – 1978.
Zobacz więcej