Aktualności

Zobacz wszystkie aktualności
22.05.2015

Powiedziałem aktorom, że robimy thriller

- Fredro zauważył, że to, co się dzieje w tym ziemiańskim siole, to już nie jest ta Polska...

- Fredro zauważył, że to, co się dzieje w tym ziemiańskim siole, to już nie jest ta Polska, o której on myślał, marzył, do której tęsknił - mówi reżyser Mikołaj Grabowski przed piątkową premierą "Wychowanki" Aleksandra hr. Fredry w Teatrze Ludowym w Krakowie


«Gabriela Cagiel: Przygotowując "Wychowankę" Aleksandra hr. Fredry może pan powiedzieć, że klasyka jest wciąż żywa? 

Mikołaj Grabowski: Zdecydowanie. Ale za tą bardzo żywą klasyką stoi wybór sztuki. "Wychowanka" nie bez powodu jest rzadko wystawiana - ta "komedya seryo" czyli coś pomiędzy klasyfikacjami gatunkowymi wymyka się z kanonu. 

Tak naprawdę to nie jest żadna komedia. Ponurość świata, który opisuje Fredro, ta beznadziejność ludzi i ich wyłącznie wilcze zapędy w stosunku do siebie to wykluczają. 

Nie ma miejsca na maski? 

- We wcześniejszych komediach Fredrach maski funkcjonowały. Kiedyś mieliśmy do czynienia z bandą ludzi niedouczonych, złych, idiotów, kanciarzy, mitomanów itd., których starał się przeobrazić z ludzi złych w ludzi trochę lepszych. Tutaj już nie. Obserwujemy straszliwie napięte relacje domowe. Właściwie nie ma tam ludzkiej sympatii. Ba! Właściwie wszystko opiera się o pewne nienawiści. Życie w tym domu funkcjonuje dlatego, że ludzie nie skaczą sobie do gardeł. Jeszcze. Bo jeśli ja cię nie pokonam, to ty pokonasz mnie. 

Ludzka dżungla. 

- Właściwie tak. Powiedziałem aktorom, że robimy thriller, może nawet kryminał. Wprawdzie nie dochodzi do morderstwa, ale niewiele brakuje. Wszystko jest na skraju quasi patologicznej rodziny. Nadwerężone stosunki to nie wynalazek dzisiejszych czasów. Fredro odwrócił się od tego ziemiańskiego świata, którego wcześniej próbował bronić. Nagle zauważył, że to co się dzieje w tym ziemiańskim siole to już nie jest ta Polska, o której on myślał, marzył, do której tęsknił. 

W której istnienie chciał wierzyć. 

- Zobaczył zdegenerowany świat i odkrył, że tu w gruncie rzeczy za miedzą jest tak samo. Prawdopodobnie przyczynił się do tego jego pobyt we Francji. O tym zrujnowanym, nie tak odległym od naszego świecie opowiadam. Ta sztuka równocześnie bawi - tekst jest pisany XIX-wiecznym trzynastozgłoskowcem. To przy jego użyciu odbywa się ta miazga, rzeź, zniszczenie, erupcja zła. Ostatni okres pisarstwa Fredry obfituje w niespodzianki. Ludzie nie chcą się do tego dobierać, ale daj mi Panie Boże, jak bardzo ta wnikliwa obserwacja przypomina dzisiejszy świat! 

Zmienił się jego stosunek do kraju? 

- Więcej. To bardzo wnikliwie zaobserwowany proces odchodzenia od wizerunku, który u nas obowiązywał. Myślano: ponieważ Polak jest w niewoli, to musimy go trochę oszczędzić. Nie piszmy o nim najgorzej. Jakby to powiedzieć: kochajmy się, bo nic innego nam nie zostało. W końcu Fredro pyta: a dlaczego? My siebie samych nie szanujemy, więc dlaczego ja mam szanować rodzinę, o której piszę, jeśli u nich wszystko opiera się na instynkcie zła, a nie dobra. 

A Zosia, tytułowa Wychowanka? Poszkodowana czy tak samo zepsuta jak otaczający ją świat? 

- Zosia dość napatrzyła się na ten świat, żeby być ofiarą albo ją udawać. Myślę, że świat ją przeczołgał najbardziej. Bardziej chyba nawet niż innych bohaterów. Może ona nie zabiła w sobie ostatnich pierwiastków dobra, ale tym złem się tak najadła, że ono w nią wniknęło. Miejmy nadzieję, że nie dogłębnie. 

To zło nie przytłacza? 

- Chyba jest coś w tym, że widzowie muszą trochę zafascynować się tym złem postaci. 

Bo to fascynuje i widza. 

- Właśnie. Dlaczego ci ludzie funkcjonują w tym źle? Może to im się podoba? Może ten rodzaj wzajemnej ekspresji jest a rebours pozytywny. Może musimy mieć wroga, żeby żyć. 

Wraca pan do Teatru Ludowego po 27 latach. To też pierwsza sztuka, którą reżyseruje pan w Krakowie od czasu swojej dyrekcji w Starym Teatrze. Ma pan w planach powrót na dłużej? 

- Trochę traktuję to jak powrót. W Teatrze Ludowym realizowałem "Pieszo" Sławomira Mrożka, "Rewizora" Mikołaja Gogola, a później był "Fantazy" Juliusza Słowackiego. O kolejnych planach rozmawiamy. 

250 lat Teatru Publicznego w Polsce. Jak diagnozuje pan sytuację polskiego teatru? Jesteśmy w dobrym miejscu? 

- Patrząc na historię polskiego teatru jestem pełen podziwu. Sam wychowałem się być może, że w czasie dla teatru najlepszym. Miałem możność obserwowania i byłem uczony przez tych, przez których powinienem być uczony, z którymi powinienem się zetknąć. Obserwowałem teatr od Kantora, Grotowskiego, do Axera, Hanuszkiewicza, Dejmka, nie licząc tu wspaniałych naszych: Swinarski, Wajda, Jarocki. To była sama przyjemność obcowania. Każdy z tych twórców był inny, spełniał inne oczekiwania, wprowadzał w świat, którym byłem zachwycony. Czasem byłem powalony, czasem tylko się przypatrywałem, ale była to dla mnie niezwykła nauka, ponieważ była to także nauka różnorodności. W tej chwili jedyne czego się obawiam, to tego, że nie ma mody na różnorodność. Jeżeli jest moda, to na pewną powtarzalność gestów. Boję się, że młodzi, w których kształceniu sam biorę udział, uczą się może i fajnie, ale później idą w świat i widzą, że tak naprawdę muszą robić spektakle podobne do spektakli kolegów. 

Muszą? Bo to się sprawdza? 

- Muszą, ponieważ tylko takie spektakle są zapraszane na festiwale i tylko taka moda teraz obowiązuje. Zawsze w teatrze funkcjonowała jakaś moda, sam pamiętam z lat 70. Ale wtedy ci modni i niemodni funkcjonowali wzajemnie. A teraz ci niemodni są wyautowani, oni się nie liczą. Krytyka teatralna zajmuje się tylko pewnym wycinkiem teatru. 

I co teraz? 

- Myślę, że trzeba by było zwrócić uwagę na to, że oryginalność jest czymś nadzwyczajnym, a w tym wypadku boję się, że oryginalność polega tylko na tym na czym łapiemy się idąc do McDonalda. Minimalne różnice w składzie, a inne nazwy kanapek. Między pięcioma wymiennymi składnikami tworzy się sztuka. A to trochę za mało.

 

"Rzeź, miazga Fredry"
Gabriela Cagiel
Gazeta Wyborcza - Kraków online
21-05-2015

e-teatr.pl 

Popularne

Obrazek
21.02.2015

PRZYGOTOWANIA DO WYSTAWY I WARSZTATÓW

Co przed nami ? Nadchodzącą, szóstą już edycję Dni Komedii dell’Arte otworzy spektakl „Pewnego razu w Wenecji”. To opowieść o karnawale weneckim wyrażona kunsztem komedii dell’arte oraz tańca dawnego. Na scenie spotkają się dwa zespoły wybitnych artystów: Atelier Teatralne Studio Dono oraz Balet Dworski Cracovia Danza, by przenieść widzów nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, do epoki Złotego Wieku w Wenecji. Podczas tej edycji szczególny nacisk zostanie położony na edukację, jako rodzaj zachęty do odkrywania teatru w tej starej i sprawdzonej postaci. Uczestnicy Dni Komedii będą mogli poznać ją zarówno od strony teoretycznej, jak i praktycznej.

Zobacz więcej
Obrazek
16.02.2015

AMY. KLUB 27 - KOSTIUMY. PRAPREMIERA 6 MARCA NA DUŻEJ SCENIE

„Amy. Klub 27” Marii Spiss w reżyserii Piotra Siekluckiego to spektakl wykorzystujący w pewnym sensie ekstremalne doświadczenia muzyków rockowych i ich twórczość do opowiedzenia o trudnych relacjach młodych ludzi z rodzicami, łatwej ucieczce w używki i w konsekwencji przedwczesnej śmierci. Bo Klub 27 jakże liczna grupa artystów, którzy odeszli w wieku 27 lat. Jako ostatnia dołączyła do nich niedawno Amy Winehouse.

Zobacz więcej