SZANSA ALEKSA
Nieporozumienie pierwsze: to nie jest realizm; Nieporozumienie drugie: Burgess nie jest prorokiem; Nieporozumienie trzecie: to nie jest Biblia; Nieporozumienie czwarte: to jednak nie bajka
Szansa Aleksa
Z „Mechaniczną pomarańczą” od momentu napisania jej przez Anthony’ego Burgessa wciąż są kłopoty. No bo proszę: główny bohater, na początku powieści ledwie czternastolatek, staje na czele gangu, który wraz z podobnymi sobie grupami bezkarnych nastolatków sieje postrach w mieście. Seria perypetii, które przechodzi – mniej lub bardziej prawdopodobnych - kreuje go to na kata , to na ofiarę. Jest chuliganem, kłamcą, oszustem, despotą, gwałcicielem, obłudnikiem, manipulatorem, ale i ofiarą przemocy. Opuszczonym dzieckiem zdradzonym przez rodziców, kolegów, wychowawców, poddanym manipulacji przez ludzi mających szczytne hasła na ustach, a faktycznie tylko własny interes w głowie. Zastanawiamy się więc: czy taka postać, taki Aleks, jest w ogóle możliwy w realnym świecie? Czy to nie jest jakiś wymysł wybujałej fantazji autora, która posklejała niewiarygodne historie w efektowną opowiastkę? Do tego jeszcze kazała mówić Aleksowi i jego kolegom dziwacznym slangiem, którego przecież normalnie nikt nie używa. Odpowiedzi na te wątpliwości trzeba uporządkować. To pozwoli zniwelować sporo nieporozumień narosłych wokół „Mechanicznej pomarańczy”.
Nieporozumienie pierwsze: to nie jest realizm
Pisząc przed 50 laty tę niewielką powieść, Burgess umieścił ją w bliżej nieokreślonej przyszłości. Dlaczego tak zrobił, łatwo się domyślić. Wcale nie chodziło mu o kreowanie wydumanych światów – przeciwnie, obserwując otaczającą, całkiem realną rzeczywistość, doszedł do przerażającego wniosku, że świat stacza się na dno. Jakie jest to dno, nie wie jeszcze nikt, jeżeli jednak jest jeszcze cień szansy, żebyśmy wszyscy na nim nie osiedli, trzeba coś zrobić. I Burgess zrobił to, co może pisarz: stworzył wizję, która swoją sugestywnością powinna doprowadzić do wstrząsu. Ta wizja była „niemal” rzeczywista – przecież po wielkich miastach, a przynajmniej niektórych ich osiedlach krążą bandy, również całkiem młodych przestępców, na ludziach i ich psychice dokonuje się eksperymentów, a we frazesy głoszone przez polityków, artystów i proroków coraz trudniej uwierzyć. Nierealistyczna, opowieść Burgessa nie jest tym samym nielogiczna. Jej logika bliższa jest jednak XVIII -wiecznej powiastce filozoficznej, niż XIX- i XX- wiecznemu realizmowi. Przedstawia skondensowane dzieje wymyślonego bohatera, by pokazać prawdę o człowieku.
Nieporozumienie drugie: Burgess nie jest prorokiem
Zastanawiając się teraz, czy niedaleka Burgessowa przyszłość, to nasza teraźniejszość, pamiętajmy przede wszystkim o jednym – rysując sugestywny obraz przyszłości, Burgess nie występował w roli natchnionego proroka, ani nawet futurologa. Można więc bawić się w wyliczanki, co z jego przewidywań sprawdziło się w pełni, co zaś tylko trochę, warto jednak podejść trochę inaczej – niedaleką przyszłość traktując jako granicę, blisko której niebezpiecznie się poruszamy. Ta przyszłość, to świat zaprzeczający dotychczasowym osiągnięciom ludzkiej kultury, z jej poszanowaniem wolności, traktowaniem dobra jako wartości obiektywnej, z poszanowaniem prawa wyboru. Swoją drogą, gdy przypatrujemy się wizji Burgessa, zastanawiać może, z jaką przenikliwością wskazał na pewne procesy towarzyszące życiu cywilizacji. Sceny w szpitalu kojarzą się z eksperymentami biogenetycznymi, wokół których tyle dziś dyskusji i kontrowersji, sztuczny język, jakim się posługują młodzi ludzie w powieści nieźle przedrzeźnia slangi dzisiejszych subkultur i rozmaitych tworzonych ad hoc „społeczności”, a potężna siła perswazyjna przekazu medialnego, jaką pokazywał autor jako możliwość w „Mechanicznej pomarańczy”, dziś stała się namacalnym faktem.
foto Dawid Kozłowski
Nieporozumienie trzecie: to nie jest Biblia
Ani Anthony Burgess, ani StanleyKubrick, który na podstawie jego powieści nakręcił w 1971 roku film, nie są prorokami, nie można więc przedstawionych przez nich wizji traktować jako Prawdy Objawionej. A jednak: szalony, nakręcony spiralą głupoty ludzkiej świat, który przedstawili autorzy powieściowej i filmowej „Mechanicznej pomarańczy”, został przez niejednego potraktowany jak Biblia. Podobnie zresztą jak Biblia dowolnie interpretowany. Często wbrew intencji. Wybrane sceny stały się więc dla niektórych inspiracją do stosowania przemocy, do traktowania zbrodni jako sposobu na życie albo jako dzieła sztuki. W imię „Mechanicznej pomarańczy”, podobnie jak w imię Biblii, nawet zabijano, a niektóre z jej scen szaleńcy odtwarzali w życiu z zacięciem fanatycznych wyznawców.
Nieporozumienie czwarte: to jednak nie bajka
Co się stało, że „Mechaniczna pomarańcza” wywołała i wywołuje tyle emocji? Z pewnością przyczyną jest to, że trafia w sedno naszych, ludzkich niepokojów i zwątpień. Mimo, że stworzona przez Burgessa, musicalowa wersja powieści, jaką przedstawia nasz teatr, opiera się na umowności i operuje chętnie teatralnym skrótem, to nie jest to żadna bajeczka. Ta teatralna opowiastka filozoficzna zawiera zapisane w skondensowany sposób pytanie o szansę. Jaką szansę ma sponiewierany przez świat i przez samego siebie Aleks? Jaką może mieć nadzieję? Nie taką małą, zdaje się sugerować Burgess. Bo w świecie, który się wali i sypie na oczach, człowiek zawsze może odnaleźć nadzieję. Byleby nie dał sobie wyrwać tego, bez czego z człowieka przemieni się w ludzki automat – „taką mechaniczną pomarańczę”. Czymś, co ostatecznie pozostawia prawo do nadziei, jest wolna wola.
Marek Mikos
Popularne
TEATR LUDOWY POPIERA AKCJĘ "BEZPIECZNIKI TAURONA: WŁĄCZ DLA DOBRA DZIECKA"
Bezpłatne zajęcia edukacyjne prowadzone przez ekspertów, kreatywne konkursy z nagrodami, ciekawe gadżety i objazdowe miasteczka propagujące wiedzę o zasadach bezpiecznego użytkowania energii – to elementy kampanii "Bezpieczniki TAURONA: Włącz dla dobra dziecka". Adresujemy ją do dzieci, młodzieży a także rodziców i nauczycieli, których zachęcamy do aktywnego włączenia się do programu.
Zobacz więcej53 WOJNY - PIERWSZA PRÓBA CZYTANA
Zdjęcia z pierwszej próby czytanej sztuki 53 WOJNY Marii Klotzer na motywach książki Grażyny Jagielskiej "Miłość z Kamienia"
Zobacz więcejWYBRAŃCY BOGÓW UMIERAJĄ MŁODO, LECZ PÓŹNIEJ ŻYJĄ WIECZNIE W ICH TOWARZYSTWIE
Reżyser Piotr Sieklucki z dużym wyczuciem podobierał aktorów do poszczególnych ról, biorąc pod uwagę także ich warunki wokalne. Choć zarówno Mercedes Benz w wykonaniu Anety Wirzinkiewicz (Janis Joplin), jak i gitarowe utwory Ryszarda Starosty (Jimi Hendrix) brzmią koncertowo, to jednak nie ma sobie równych Dominik Rybiałek (Kurt Cobain), kiedy brawurowo wykonuje utwór Rape Me Nirvany. Świetnie sprawdził się również towarzyszący aktorom zespół muzyczny (czyt. więcej)
Zobacz więcej