TRZECIA RECENZJA "SOLARIS"
Jest raczej bliskoziemsko niż międzygalaktycznie. Wszystko to sprawia, że można tę teatralną podróż traktować jako obowiązującą do niedawna kwarantannę - o "Solaris" Stanisława Lema w reż. Marcina Wierzchowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej.
Teatr Ludowy otworzył drzwi po lockdownie premierą "Solaris" Stanisława Lema w reżyserii Marcina Wierzchowskiego, w jego i Magdaleny Drab adaptacji. Spektakl, mimo że przygotowany na dużej scenie, ma charakter kameralny i z powodu sanitarnego wyłączenia części miejsc na widowni, i z ustawienia foteli na scenie. Dało to poczucie izolacji podobnej do kwarantanny.
Akcja dzieje się na stacji badawczej, która unosi się ponad powierzchnią planety Solaris, wypełnionej cytoplazmatycznym oceanem silnie oddziałującym na psychikę naukowców. Przybywający do stacji psycholog, Kris Kelvin, zastaje załogę w letargu, dowodzący misją Gibarian popełnił samobójstwo kilka godzin wcześniej. Okazuje się, że planeta powoduje pojawianie się "gości", czyli osób, z którymi badacze byli kiedyś silnie związani. Przypominają ludzi, jednak nie wiedzą, jak znaleźli się na Solaris, ich pamięć jest ograniczona do pamięci człowieka-żywiciela. Krisowi ukazuje się jego zmarła żona, Harey (Anna Pijanowska), przezorny mężczyzna postanawia wysłać ją w przestrzeń kosmiczną. Ale na pokładzie znów pojawia się kopia żony, tym razem Kelvin na powrót się zakochuje. Aby badacze mogli powrócić z misji, należy pozbyć się "gości" przywiązujących ich do planety. Harey decyduje się na samounicestwienie, gdy orientuje się, że jest tylko kopią zmarłej kobiety, która utrzymuje żywiciela przy obcej planecie.
Reżyser skupia się na międzyludzkich relacjach i uczuciach. Widzimy męża mierzącego się z samobójstwem żony, przebojową kobietę z poczuciem winy, że nieodpowiednio pożegnała zmarłą matkę, oraz mężczyznę, który zabił żonę i córkę. Podróż na nieznaną planetę, to nic innego jak próba odnalezienia prawdy o sobie samym. Idąc za słowami jednego z bohaterów "Prawda, czym ona jest? Prawda?", można pokusić się o odnalezienie jej sensu w codzienności, szczególnie, kiedy zostaliśmy pozbawieni kogoś ważnego. Nie jest łatwo, prawda? Przekaz płynący z powieści Lema nabiera dziś nowych znaczeń.
Scenografia Anny Marii Kaczmarskiej i Mikołaja Małka przypomina wnętrze mieszkania wyposażonego w meble z PRL-u, na podłodze przypominającej opalizującą plamę cieczy leżą meblościanki, wykorzystane jako mobilne elementy stacji badawczej. Jest raczej bliskoziemsko niż międzygalaktycznie. Wszystko to sprawia, że można tę teatralną podróż traktować jako obowiązującą do niedawna kwarantannę. Podobnie jak kosmonauci byliśmy zamknięci na małej przestrzeni, bez możliwości jej opuszczenia, co mogło mierzyć nas z własną przeszłością.
Piotr Franasowicz pokazuje Krisa Kelvina jako osobę, która fasadowo jest poukładana ze sobą, ale wystarczyło, że pojawiła się kopia żony i znów jest zagubiony. Maja Pankiewicz gra Alex Snaut, w powieści to odurzony alkoholem mężczyzna, który przyznaje się do, że został cybernetykiem ze względu na aspiracje rodziców. Zmiana płci postaci dodała jej aktualności (dziś przecież kobiety biorą aktywny udział w eksploracji wszechświata) oraz pokazała ciekawą relację z Matką (Katarzyna Tlałka), która mimo subtelności potrafi być gorzka. Piotr Pilitowski jako pozostawiona bez żywiciela kopia Andre Bertona to wyrzut sumienia ludzkości. Wspomina o testach balistycznych przeprowadzanych bez poszanowania dla człowieka, które umożliwiły podbój strefy pozaziemskiej.
Warto zaznaczyć, że oparty w dużej mierze na improwizacji spektakl był w początkowej fazie prób tworzony we współpracy z osobami z niepełnosprawnością wzroku. Warsztaty przerwała epidemią, jednak ich efekty widoczne są w skupieniu się aktorów na opisowej roli słowa oraz w skutecznym przeniesieniu na widzów uczucia błądzenia w nieprzyjaznym świecie planety Solaris.
Kameralna inscenizacja Teatru Ludowego pokazuje, że mikroświat statków kosmicznych aż tak bardzo nie odbiega od wnętrz naszych mieszkań, wypełnionych masą przeróżnych bibelotów i pamiątek.
fot.Klaudyna Schubert
Popularne
Jeden z najznamienitszych antenatów naszego Teatru - FRANCISZEK PIECZKA - kończy dzisiaj 85 lat!
Smukły i gibki Brandys z inaugurujących działalność Teatru Ludowego "Krakowiaków i górali", wzniecający niepokój Dżuma ze "Stanu oblężenia" czy niezapomniany Horodniczy z Gogolowskiego "Rewizora". Choć minęło pół wieku role Franciszka Pieczki wykreowane na nowohuckiej scenie wciąż żyją w naszych wspomnieniach i legendzie. Dziękujemy za serce i talent, które tutaj pozostawił i w dniu tak pięknego jubileuszu życzymy dużo zdrowia, sukcesów i wszelkiej pomyślności.
Zobacz więcejKOCHANOWO - ZOBACZ JAK GRAJĄ i WYGLĄDAJĄ
Już niebawem, bo 1 lutego, zapraszamy miłośników mocnych brzmień na premierę muzycznego spektaklu „Kochanowo i okolice”
Zobacz więcejBALET DWORSKI CRACOVIA DANZA W TEATRZE LUDOWYM - KOLEJNY SPEKTAKL 20 STYCZNIA. ZAPRASZAMY
Niedziele dla Tańca – Balet Dworski „Cracovia Danza” w Teatrze Ludowym to nowy cykl prezentacji spektakli tanecznych z różnych epok. Przedstawienia o uniwersalnej, lekkiej i żartobliwej formule gwarantują świetną zabawę widzom w każdym wieku, miłośnikom teatru, tańca, baletu i pantomimy. To również znakomita propozycja na ciekawe i niebanalne spędzenie niedzielnego popołudnia dla całych rodzin.
Zobacz więcej