Władysław Reymont Chłopi reż. Remigiusz Brzyk Klasyka
Duża Scena
3h (1 przerwa )
normalny: 77 pln , ulgowy: 55 pln
O spektaklu
Na tle zmieniających się pór roku i obchodów świąt religijnych, związanych z nimi obrzędów i uroczystości kościelnych sprzed reformy trydenckiej, kiedy ksiądz odprawiał mszę po łacinie, stojąc tyłem do parafian, ubrany w ociekające przepychem szaty we wsi Lipce rozgrywa się dramat Jagny Paczesiówny.
To jedna z najciekawszych postaci literackich. Urodziwa i dumna dziewczyna walczy o swoje miejsce w lokalnej społeczności. Jej losy stają się wielkim studium ludzkich namiętności, dramatów i marzeń, jednocześnie układając się w historię o zbiorowej przemocy.
W tej opowieści na plan pierwszy wysuwają się kobiety, nie tylko Jagna, ale też Jewka, Hanka, Jagustynka, samotne matki, uwiedzione, wykorzystane dziewczyny, wyrzucone poza lokalna społeczność. Spektakl jest rekonstrukcją powieści Reymonta, która przybiera formę „śledztwa” referowanego z perspektywy świadka zbiorowego samosądu , linczu, dokonanego przez społeczność parafialną. To chłopi, których różni wszystko, status społeczny, majątkowy, światopogląd, poza tym, że wszyscy co niedzielę spotykają się w kościele. Dlatego też ksiądz staje się czynnym uczestnikiem tych wydarzeń.
To opowieść o naszych przodkiniach i przodkach; od nich pochodzi DNA, które nas dzisiaj definiuje.
Premiera 21 października 2023., Duża Scena.
*Spektakl przeznaczony jest dla widzów od 16. roku życia.
** W spektaklu używane jest zadymienie sceny (wytwornica dymu).
14.10.2024
Marta Żelazowska na swoim koncie na Instagramie
Remigiusz Brzyk czyta „Chłopów” przez pryzmat tradycji katolickiej, co uwidacznia umieszczony w centrum sceny monumentalny, drewniany krzyż. Religia stanowi w spektaklu nie tylko obrzędowe tło, ale również nadaje rytm życiu mieszkańców Lipiec. Wpływa na ich codzienne wybory, kształtuje normy moralne. Jest spoiwem łączącym społeczność, ale również źródłem napięć i obłudy. Równie istotne są dla bohaterów dobra materialne. Ich dystrybucja staje się zarzewiem konfliktów. Ziemia bowiem raz, że sankcjonuje pozycję społeczną, dwa - stanowi fundament godności i tożsamości.
W niuanse społecznych relacji oraz specyfiki wiejskiego życia wprowadza widza Komornica (znakomita Dorota Goliasz). Historia Jagny zostaje przepuszczona przez jej percepcję i wrażliwość. To swoista herstoria osadzona w patriarchalnym świecie. Wszechwiedząca narratorka skłania publiczność do refleksji, do przyjęcia szerszej perspektywy - uchwycenia korelacji między scenicznymi wydarzeniami, a obecną sytuacją społeczno-polityczną.
Przedstawienie jest znakomicie zagrane. Aktorzy wnikliwie interpretują swoje postacie, oddają ich złożoność, są emocjonalnie autentyczni. Jagna w interpretacji Justyny Litwic zbudowana jest na zderzeniu dominacji (świadoma swojej urody i powabu) z podporządkowaniem (wchodzi w rolę żony). Z jednej strony pragnienie miłości i akceptacji, z drugiej – obawia się odrzucenia i konsekwencji. Funkcjonuje na pograniczu narzuconych przez ogół norm, testuje je, podważa, szukając spełnienia.
Brzyk ukazuje starcie jednostki ze społecznością - dramatyczne i nierówne, bo legitymowane religijnymi i patriarchalnymi przekonaniami. Zderza widza z toksycznym pojęciem wspólnoty, która wymusza na członkach wybór jedynej słusznej, bo dominującej strony. Prowadzi to do wykluczenia osób stających w opozycji, takich jak Jagna. Przypisanie jej winy za nieszczęścia w wiosce staje się sposobem na przywrócenie honoru i utrzymanie status quo w społeczności.
__________
11.06.2024
Przegląd
Michał Centkowski
Odrażający, brudni, źli
Remigiusz Brzyk wraz z dramaturgiem Tomaszem Śpiewakiem wystawili w Teatrze Ludowym w Krakowie „Chłopów" według Reymonta. Powstał spektakl daleki od idyllicznych wizji wspólnoty żyjącej w harmonii z naturą, za to bliski duchowi powieści - okrutny i gorzki.
W tej interpretacji Lipce to świat pełen ludzi znędzniałych, zajadle walczących o byt, których rozpacz i beznadzieja popychają do czynów bestialskich. Nie ma tu miejsca na miłość, piękno czy osobistą wolność. Zwłaszcza dla kobiet, bo to na ich niewolniczej pracy ufundowany jest ten porządek. To świat prymitywny, poddany kapryśnej naturze. Trzymany w karbach sankcjami religijnymi, oparty na chciwości, bezwzględny. Każda próba wyrwania się, sprzeciwienia gromadzie, jak w przypadku Jagny, kończy się brutalnym odrzuceniem. Mieszkańców tego świata przepełniają ból i gniew - klasowy, emocjonalny, egzystencjalny - których nie potrafią zrozumieć ani wyrazić. Działa w nim więc prosty mechanizm kozta ofiarnego. Nie ma ucieczki, nie ma przebaczenia. Okrutni i mściwi są właściwie wszyscy. Najbardziej ludzki zdaje się towarzyszący postaciom na scenie pies.
Sugestywne, świetnie zespołowo zagrane przedstawienie, choć chwilami rysowane nieco zbyt mocną kreską, wciąga i trzyma w napięciu. Do samego końca.
__________
3.06.2024
rafalturow.ski
Rafał Turowski
Chłopi
„Chłopi” Wladysława Reymonta w reżyserii Remigiusza Brzyka w Teatrze Ludowym w Krakowie na 48. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Właściwie to: Baby.
Bo spojrzał reżyser na dziejstwo w Lipcach z kobiecego punktu widzenia (vide plakat), choć może akurat najmniej przez pryzmat Jagny (Justyna Litwic), tutaj jakoś uległej, a może przebiegłej bo - skrytej i małomównej. Sprawy we własne ręce bierze przede wszystkim matka Jagny, twardo, po męsku wręcz negocjując z Boryną kontrakt małżeński, obserwujemy też przemianę Hanki Borynowej (Weronika Kowalska) z domowego popychadła w zdecydowaną panią domu, która odważyła się – pod nieobecność więzionego Maćka - wyrzucić świekrę z domu. W Lipcach o wszystkim decydują matki, żony, kochanki…
Stare kobiety są w tym świecie niepotrzebne i pogardzane, mężczyźni - słabi, chimeryczni albo nieskuteczni. Jasio (Mateusz Trzmiel) już w koloratce ulega Jagnie, za co go Matka (Beata Schimscheiner) tłucze i diabła zeń wypędza – oraz Jagnę ze wsi; Antek (Piotr Franasowicz) jednak wraca do żony, Maciek (Ryszard Starosta) – choć ma gadane – nic nie jest w stanie wskórać ani u Boryny ani Hanki. Oprócz Boryny (Kajetan Wolniewicz), który jest po prostu uparty, siłę ma w sobie jedynie Ksiądz (Jan Nosal), ale zdecydowanie nadmiernie miłuje ziemskie dobra, co w nawet w głęboko wierzących Lipczanach wzbudza niechęć. Ale jednak w centrum Lipiec, także tych scenicznych, stoi krzyż.
Na ile Chrystus nań wiszący, a na ile - diabeł, który figurę zeń zdejmuje – determinują sprawy naszych bohaterów? Gdzie leży granica, której kobiecie przekroczenia świat nie wybaczy? A może nie świat – a inne kobiety? Mamy porywającą historię ludzkich namiętności, osadzoną tak dawno temu, że wcale nie wiadomo, czy w ogóle się wydarzyła, i jednocześnie tak współczesną, jakby Reymont dopiero co wrócił ze Sztokholmu z Noblem w walizce.
Tych ludowych (sic) Chłopów ogląda się po prostu świetnie, nagroda w Opolu zasłużona, to rzecz znakomicie zagrana nie tylko przez aktorów ludzkich ale i przez Sójkę, która jest wprost. nieziemska. Tak - jakby rozumiała sens tego spektaklu i wiedziała, gdzie leżą granice jej obecności na scenie.
Zresztą – może i rozumie, może i wie.
__________
27.05.2024
e-teatr
Ludwika Gołaszewska-Siwiak z Nowej Siły Krytycznej
Jak te wilki
„Chłopi” w reż. Remigiusza Brzyka z Teatru Ludowego w Krakowie na 48. Opolskich Konfrontacjach Teatralnych. Pisze Ludwika Gołaszewska-Siwiak z Nowej Siły Krytycznej.
Remigiusz Brzyk reżyserując w Teatrze Ludowym w Krakowie „Chłopów”, odrzucił utarte ścieżki interpretacyjne dzieła Władysława Reymonta, czy raczej zweryfikował ich aktualność. Oglądamy właściwie „Chłopki”.
Lipce wpisane zostają w obręb kościoła. To on wyznacza rytm dni, zasady. Tworzą go surowe, powyginane deski podestu, twarde ławki. Chociaż przestrzeń sprawnie dzielona światłem, zmienia się to w izbę, to w karczmę, zawsze jednak wieś stoi pod krzyżem. Bolejąca.
Akcja toczy się powoli. Przewodniczką po lipieckiej wsi jest młoda komornica (Dorota Goljasz). Wprowadza na scenę kolejne postaci, zatrzymuje je na chwilę niczym w stop-klatce, streszcza ich biogramy. Ten prosty, a skuteczny zabieg pozwala odnaleźć się w złożonej historii, niezależnie od znajomości dzieła. Już w pierwszym zdaniu narratorka zdradza tragiczny finał, w którym dziewczyna zostaje wywiezionej na taczce przez wiejską społeczność, koncentrując tym samym uwagę widza na procesie dochodzenia do tego rozwiązania. Reżyser celowo rezygnuje z pokazywania najbardziej spektakularnych momentów powieści. Bójki, wesele – to wszystko dzieje się poza sceną, bez zbędnej teatralizacji.
Aktorom udaje się stworzyć wiarygodną mozaikę wiejskiej gromady. Każda postać wydaje się być dopracowana w swej osobności, a jednocześnie nierozerwalnie związana z innymi. Lipce to heterotopia, w której najważniejsze jest czwarte przykazanie. Mężczyźni, chociaż tu postaci drugoplanowe, wyraźnie zaznaczają się w codzienności. Dookreślają kobiety, wyznaczają prawa funkcjonowania w społeczności. Ale jak pokazuje drugi akt, ich zniknięcie nie rozwiązuje problemu. Zakorzeniony jest głębiej. Lipczanki są zróżnicowane: zawistne, zapalczywe, bezradne, silne, ale zgodnie złączone cierpieniem. Jewka (Roksana Lewak) – samodzielna matka, Hanka (Weronika Kowalska) – odrzucona żona, Agata żebrząca na wycugu (Beata Schimscheiner), czy wreszcie Jagna (Justyna Litwic). I chociaż każda z nich jest ofiarą, powoduje też cierpienie innych. Nie ma postaci jednoznacznych. Hierarchiczna, nastawiona na przetrwanie gromada wbrew pozorom krzywdzi wszystkich. A jednak. Nikt nie ma odwagi jej porzucić.
Spektakl wpisuje się w nurt tak zwanego zwrotu ludowego w kulturze polskiej. Twardy realizm rewiduje sielską wizję polskiej wsi. Obecny w powieści dwór, tutaj majaczy gdzieś daleko, obcy. Jest za to jedna para butów na rodzinę i wspólna misa jedzenia.
Wolne snucie opowieści pozwala na odnajdywanie wśród losów lipnickiej gromady okruchów własnej, może niewygodnej tożsamości. Nienachalne wtrącenia czy to w warstwie kostiumowej, czy inscenizacyjnej, delikatnie przenoszą widza do teraźniejszości. Klamrę kompozycyjną spektaklu stanowi pytanie o to, co ta historia może przynieść naszemu krajowi. Literalne traktowanie tej kwestii zdaje się nieco płytkie. Krakowscy „Chłopi” są dużo bardziej uniwersalni.
48. Opolskie Konfrontacje Teatralne, finał 9. Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”, 21–26 maja 2024
__________
8.01.2024
e-teatr
Patryk Kencki, członek Komisji Artystycznej IX Konkursu na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”
Chłopy, baby i pies
Krakowska inscenizacja Chłopów rozgrywa się w przestrzeni imitującej kościół. Podłoga skonstruowana jest z surowych desek, tworzących nachylone pod różnym kątem płaszczyzny. Bliżej widza stoją ławki, a w głębi – krzyż. Taką przestrzeń łatwo przekształcić w inne miejsca akcji. Rozkładane parasole sprawią, że zamieni się ona w prowincjonalną knajpę (czyli współczesny odpowiednik chłopskiej karczmy), a zestawienie ławek w łóżko sprawi, że znajdziemy się w chłopskiej izbie. Łatwo też z kościoła możemy przenieść się na wiejską drogę. Ołtarzowy krzyż nagle stanie się po prostu krzyżem przydrożnym. Za scenografię i kostiumy odpowiada Iga Słupska. Zaprojektowane przez nią ubiory nie kojarzą się ani z Cepelią, ani z gablotą etnograficznego muzeum. Postaci występują w strojach pochodzących ze współczesnej nam rzeczywistości, trochę może wystylizowanych, choć w dużej mierze takich, które dałoby się zakwalifikować do kategorii odzieży codziennej czy wręcz roboczej. Z tego samego świata jest i część rekwizytów (na przykład plastikowe kubły zakupione pewnie w jakimś wielkim budowlanym sklepie). Z innego porządku pochodzą liturgiczne szaty Księdza (Jan Nosal), który wbrew kościelnym prawidłom, ale za to dla spotęgowania wizualnego efektu, miewa na sobie jednocześnie i ornat, i kapę.
Przedstawienie składa się z dwóch rozdzielonych antraktem części. Dzięki temu bitwa o las rozgrywa się poza sceną (niejako w czasie przerwy). To dobry pomysł (autorem adaptacji jest Tomasz Śpiewak). W powieści bijatyka stanowi przecież kulminacyjny moment akcji, w którym krzyżują się rozmaite wątki i którego konsekwencje wyznaczą dalszy przebieg zdarzeń. Twórcy przedstawienia postanowili tak rozwiązać tę kwestię, że kiedy wracamy po antrakcie, zastajemy wieś opustoszałą z większości mężczyzn, którzy zostali tymczasem aresztowani. Z narracji dowiadujemy się, co się wydarzyło, gdy nie było nas na widowni. Zabieg zastosowany przez reżysera, czyli Remigiusza Brzyka, przesuwa więc część zdarzeń do teatru wyobraźni. Taktyka ta objawia się i w innych w scenach. Kiedy dochodzi do awantury pomiędzy starym Boryną (Kajetan Wolniewicz) a jego synem Antkiem (Piotr Franasowicz) i synową Hanką (Weronika Kowalska) krzyki aktorów wymieszane z potrącaniem jakichś gospodarskich sprzętów dochodzą spoza kulis i przez to działają na nas znacznie bardziej sugestywnie.
Narratorką spektaklu jest Komornica (Anna Pijanowska). Dzięki tej dodanej postaci przedstawienie zbudowane jest z dystansem, a zarazem wzbogacone o kobiecą perspektywę. Również postać Jagny (Justyna Litwic) została ukazana w bardziej wyrazisty sposób. W jednej ze scen widzimy, jak rozłożywszy w chłopskiej izbie dywanik, zaczyna ćwiczy
jogę. To zaskakujące intermedium może i odstaje od estetyki spektaklu, ale ostatecznie twórcom spektaklu udało się jakoś dostosować tę sekwencję do całości przedstawienia, skoro, gdy na koniec Jagna wypowiada słowo „namaste”, chłopki odpowiadają jej: „amen”. Ładna jest scena, kiedy mieszkające razem Hanka i Jagna dokonują czegoś w rodzaju zawieszenia broni. Na co dzień wrogie sobie, z powodu walki o pozycję gospodyni i o względy Antka, w przełomowym momencie w spokoju razem jedzą śniadanie, a potem zaczynają razem przypominać sobie jakąś piosenkę. Scenę tę przywołuję zresztą nieprzypadkowo. Reymontowscy Chłopi to powieść, której ważnym tematem jest wspólnotowość i rządzące nią prawidła. Utwór ukazuje ludzi zależnych od surowej przyrody i przez to zdanych czy skazanych na siebie nawzajem. Z perspektywy dzisiejszego czytelnika czy widza, który, żyjąc w rozwiniętej technologicznie cywilizacji, łatwo zapomina o naszej zależności od natury, tematyka ta, umiejętnie przywołana w przedstawieniu, może być zaskakująca. Nie mogę się wszakże w tym miejscu powstrzymać od dygresji, że na spektakl w Teatrze Ludowym dotarłem z niemałym trudem z powodu nagłej śnieżycy, która dosłownie sparaliżowała Kraków. W drodze powrotnej przyszło mi zaś uczestniczyć w wyciąganiu ze śnieżnej zaspy zalanego w pestkę cudzoziemca. Tak się zatem złożyło, że wydarzenia towarzyszące wyprawie na Chłopów w zdumiewający sposób zgrały się z tematyką przedstawienia.
Aby ukazać ową wspólnotowość chłopskiego życia reżyser wprowadził zresztą sporo scen przywołujących kolektywne działania. W pamięć zapadła mi chociażby ta ze zbieraniem ziemniaków. Trzeba przyznać, że rozwiązał ją w sposób nader interesujący. Aby wchodzący na scenę chłopi mogli rozpocząć wykopki, trzeba było najpierw owe kartofle na scenie rozsypać (czyli zasadzić). Sekwencję zbiorów poprzedza więc scena, w której jedna z aktorek wnosi i rozsypuje kilkanaście wiader z pyrami. Zadanie jest wyczerpujące w sposób dosłowny. Toteż umęczywszy się robotą, postać wydaje z siebie nabożne westchnienie.
Co ciekawe, w spektaklu nie oglądamy przedstawicieli innego środowiska, aniżeli chłopskie. Pojawiające się na scenie postaci to chłopy i baby, ewentualnie chłopaczyska z dziewuszyskami. Świat dworu istnieje gdzieś tam w oddali i ma wpływ na sceniczne wydarzenia, ale pozostaje jednak poza zasięgiem naszego wzroku. Część postaci nie wykonuje co prawda zawodów związanych bezpośrednio z rolnictwem, ale ze świata chłopskiego (w tym i Ksiądz) zapewne się wywodzi.
W przedstawieniu istotną rolę odgrywa także pies o imieniu Sójka. Rudawa psina wyglądająca trochę tak, jakby wyszła z obrazu Aleksandra Gierymskiego Trumna chłopska). Mając poczucie recenzenckiej odpowiedzialności, czuję obowiązek odnotowania, że psina nie tylko jest bardzo sympatyczna, ale teatralnie uzdolniona. Jej wprowadzenie na scenę przyczynia się więc nie tylko do nadania atmosferze spektaklu rysu prawdziwości, dodania mu wymiaru improwizacji, ale i do wzbogacenia wielu scen pod kątem znaczeniowym. Dobrze, że nie zapomniano o tym, aby Sójka wyszła do ukłonów. Sprawiedliwie, że w programie odnotowano ją w spisie aktorów. Ale odwołując się znów do krytycznoteatralnej odpowiedzialności, czuję w obowiązku dodać, że na całość widowiska równo pracują wszyscy wykonawcy. Nie tylko odtwórcy ról, których wymieniłem z nazwiska, nie tylko sympatyczna Sójka, ale – podkreślmy to wyraźnie – kilkanaścioro aktorów i aktorek, dzięki którym świat przedstawienia staje się wiarygodny i wielowymiarowy.
Reasumując powyższe rozważania, uważam inscenizację Chłopów przygotowanych przez Remigiusza Brzyka za odczytanie niezwykle interesujące. Spektakl ma w sobie coś z reportażu, próbującego wyjaśnić lincz dokonany przez wspólnotę na odstającej od niej Jagnie. Dzięki śledzeniu scenicznych zdarzeń konfrontujemy się z rozmaitymi perspektywami, rozumiejąc emocje wszystkich postaci, brutalność gromady, ale i racje jednostek niemogących się do niej dopasować. Co istotne, twórcy spektaklu nie narzucają nam w autorytarny sposób swojej wizji zdarzeń. Skłaniają raczej do postawienia pytań, na które zresztą nie łatwo będzie znaleźć ostateczną odpowiedź. Konflikt pomiędzy prawami jednostki, a dobrem wspólnoty jest jednym z tych najtrudniejszych do rozwiązania.
__________
04.11.2023
guldapoleca
Przemek Gulda
Chłopi
„Chłopi” Władysława Reymonta w reżyserii Remigiusza Brzyka w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Przemek Gulda na swoim koncie instagramowym.
Nowoczesna, bardzo świadoma prawdy o polskiej wsi adaptacja epickiej powieści. Brzyk znalazł świetny sposób pokazania w teatrze brutalnych, patriarchalnych stosunków na wsi: przemoc jest tu bardzo realistyczna, choć nie pokazywana wprost - świetny przykład to scena brutalnej rodzinnej kłótni, rozgrywana właściwie w kulisie. Świat tworzony jest tu z mocno wziętej w nawias cepelii i konsekwentnych anachronizmów. Sprawnym motorem jest tu brawurowe, naturalne aktorstwo całej obsady, do której uroczym dodatkiem jest obecność psa.
__________
3.11.2023
e-teatr
Paweł Kluszczyński z Nowej Siły Krytycznej
Czego dziś możemy się dowiedzieć z obrazu wsi, jaki przedstawił Władysław Reymont w „Chłopach”? Pandemia zweryfikowała naszą codzienność, wiele osób rzuciło miejskie życie i przeniosło się na ziemie przodków, niektórzy tęskniąc za bliskim kontaktem z naturą, pochodzenie zapisane w genach dało o sobie znać. Znów wieś zyskała otoczkę romantyczności, a przecież dla pokoleń chłopów nie była sielanką, dążyli do wyjazdu w świat.
Te realia, z silnym naciskiem na wątki herstoryczne, można zobaczyć w adaptacji Tomasza Śpiewaka, którą wystawił Remigiusz Brzyk w Teatrze Ludowym w Krakowie. Akcja spektaklu balansuje pomiędzy niedopowiedzeniem a napięciem generowanym przez spory, pomiędzy prawem ludzkim a boskim, pomiędzy stabilnym życiem dyktowanym zmiennością pór roku a wahaniami wywołanymi działaniami bohaterów. To wszystko wzbudza niepokój.
Punktem centralnym scenografii Igi Słupskiej jest krzyż, ale życie odbywające się w jego cieniu jest odległe od chrześcijańskich wartości, choć bohaterowie zasłaniają się nimi niemal w każdym posunięciu. Zasady obowiązujące w wiejskiej społeczności są surowe – można powiedzieć jak drewno, z którego wykonano dwa rzędy ławek, którymi zastawiona jest scena. Światła w reżyserii Moniki Stolarskiej budują w tej minimalistycznej przestrzeni malownicze pejzaże: wrażenie zimowego słońca, podniosłej aury w trakcie kazań Księdza (Jan Nosal), czy codziennych wydarzeń z życia Lipiec. Aktorki noszą identyczne chusty, co w kontekście przedmiotowego traktowania ich przez mężczyzn przywodzi na myśl powieść Margaret Atwood „Opowieść podręcznej”.
Narrację Brzyk powierzył Annie Pijanowskiej, przedstawia każdą postać, gdy ta pojawi się na scenę i krótko opisuje, dowiadujemy się od niej też o czasie i miejscu akcji, Komornica (bo tak nazywa się jej bohaterka) aranżuje również niektóre sytuacje, na przykład zamaszystym ruchem rozsypuje kilka wiader kartofli, które mieszkańcy Lipiec zbierają w pocie czoła.
Nie tylko wątek Jagny (Justyna Litwic) traktuje o losie wiejskich kobiet, choć jest on dominujący. Dziewczyna, zmuszona przez matkę, wychodzi za mąż za znacznie starszego wdowca Borynę – tylko po to, żeby powiększyć rodzinny majątek o ziemię. Smutek powoduje historia Jagustynki (Małgorzata Kochan), kobiety wyrzuconej na bruk przez dzieci zaraz po tym, jak przepisała im gospodarstwo. Bezdomna Agata (Beata Schimscheiner) wykorzystywana jest przez krewnych do pracy w polu, a gdy przychodzi zima, przeganiają ją, zmuszona jest do żebrania. Kobiety, zwłaszcza starsze i schorowane, szybko stają się niepotrzebne.
Relacja ojca i syna, Boryny (Kajetan Wolniewicz) i Antka (Piotr Franasowicz), to zaciekły pojedynek o majątek i dominację w rodzinie. To napięcie przedkłada się na stosunki pomiędzy żoną Antka, Hanką (Weronika Kowalska), a Jagną. Odnosi się wrażenie, że wszyscy bohaterowie darzą się wzajemną nienawiścią, wręcz zwierzęcą, i kierują się osiągnięciem korzyści. Nawet tuż po udzieleniu ostatniego namaszczenia Borynie Ksiądz zachwala swojego byka i próbuje ugrać interes.
W spektaklu panuje kościelna aura nie tylko za sprawą krzyża i ławek, przez cały czas w tle akcji słyszymy muzykę organową Jacka Grudnia, ale za patetycznym entourage’em kryje się brutalność świata. Nie pasujesz do grupy, jak Jagna, trzeba cię wyeliminować. Reżyser pokazał tę scenę (ostatnią) naturalistycznie. Szkoda, niedopowiedzenie czasem mówi więcej.
Dziś pamięć o tych, którzy poświęcili życie dzieciom, może nie ma aż tak bezdusznego wymiaru, oddanie do domów opieki nie jest równoznaczne z unicestwieniem, zapomnieniem, niemniej dla rodzica pozostaje jedna perspektywa – oczekiwanie śmierci, często w samotności. Czy kłótnie w rodzinie o majątek, o dach nad głową to archaizm? Zdobycie nawet małego mieszkania bez wsparcia rodziców obecnie jest niemal nieosiągalne dla młodego człowieka. Świat może i poszedł do przodu, my pozostaliśmy gromadą chłopów z Lipiec.
__________
02.11.2023
Kulturalny cham
Benjamin Paschalski
POD KRZYŻEM – „CHŁOPI” – TEATR LUDOWY W KRAKOWIE
To było spotkanie szczególne, wręcz symboliczne. Pierwsza w moim życiu wizyta w Teatrze Ludowym w krakowskiej Nowej Hucie. Nie mówię o Scenie pod Ratuszem, tu zdarzyło mi się bywać często, ale o odwiedziny w przestrzeni w pierwszym, polskim, socjalistycznym mieście. Dlaczego miejsce jest tak istotne? Bowiem budowała się w nim wizja teatru powojennego. Przecież tu, nie tylko reżyseria, a może przede wszystkim plastyka, kształtowała oblicze rangi przedstawień. Dyrekcja Krystyny Skuszanki, z mężem Jerzym Krasowskim, to szczególny czas inauguracji w 1955 roku. Na afiszu Cud mniemany, czyli Krakowiacy i Górale Wojciecha Bogusławskiego z muzyką Jana Stefaniego, w inscenizacji Leona Schillera, ale reżyserii Wandy Wróblewskiej. W owym wieczorze kumulowały się co najmniej trzy elementy ówczesnego artystycznego świata. Unifikacja miejsca sceny z akcją opowieści, ukazanie ludowości jako istotnego elementu społecznego oraz oddanie hołdu najważniejszemu twórcy teatralnemu dwudziestolecia i czasu powojennego. Często powracam do owego małżeństwa teatralnego, pierwszych szefów placówki nowohuckiej. Interesują mnie ich losy. Miałem również szansę oglądać ich ostatnie spektakle w Teatrze Narodowym. Jako nastolatka nie zachwyciły, nudziły, były sztampowe, nijakie. Miałem okazję odbyć rozmowę z Jerzym Krasowskim w domu przy ulicy Popularnej, jego żona nie chciała uczestniczyć w spotkaniu. Nie ma tejże zabudowy. Na tymże miejscu powstała okazała willa, a wmurowana tablica przypomina o dawnych lokatorach. Zapomnianych, a przecież jednych z najbardziej gorących nazwisk polskiej sceny powojennego czterdziestopięciolecia. Ten wywód nie jest przypadkowy. Bowiem ostatnia premiera Ludowego to powrót do ludowości, świadomości wiejskiej, problemów społecznych, a także dobrego teatru, który od kilku sezonów kształtuje dyrektorka Małgorzata Bogajewska. Ponowienie kobieta. Jakże ciekawe są historie i narracje. Ale afisz jest najważniejszy. To Chłopi Władysława Reymonta w adaptacji Tomasza Śpiewaka i reżyserii Remigiusza Brzyka. To swoisty rapsod, epos, saga – mniej obyczajowa, a bardziej grupowa, wspólnotowa, lokalna. I mimo pewnych mankamentów, niepotrzebnie rozciągniętych scen czy niekończących się monologów, które można zamknąć w jednym krótkim zdaniu, to widowisko wciągające i ekscytujące.
To opowieść widziana oczami Komornicy, bezdomnej chłopki (Anna Pijanowska), która kreśli pejzaż świata Lipiec. Zgodnie z książkowymi, wykreślonymi porami roku, idąc od lata do lata, wchodzimy w świat ludzkiej biedy, pociech i egzystencji. Jednak to nie jest do końca opowieść obyczajowa, bowiem wątek specyficznego miłosnego czworokąta, Boryny, Jagny, Antka i Hanki, jest osią, ale nie pierwszoplanowym bohaterem przedstawienia. Główną narracją staje się aspekt rodzenia grupowej nienawiści, psychologia figury „kozła ofiarnego”, osoby jako przyczynku zła, które spada na wieś. Niczym w Klątwie Wyspiańskiego Jagna staje się ofiarą masowego pogromu, uderzenia w jednostkę. To chęć ukazania nienawiści, gdzie szczęście obwarowane jest schematami społecznej akceptacji i źle rozumianej moralności. Choć mamy do czynienia z jedną wyklętą, to jak klisze pod oczami powracają prześladowania i pogromy wymierzone w ludność żydowską. Mechanizm półprawd, spekulacji, tworzenia grupowego samosądu jest wręcz zbliżony. To inteligentny i konsekwentny zabieg realizatorów. Bohaterem staje się lud, wspólnota, a także zło. Twórcy nie oszczędzają nikogo. Umieszczenie akcji w jednej niezmiennej dekoracji – sali kościelnej, z ławami, które zmieniają przeznaczenie, z pośrodku królującym wielkim krzyżem z małą figurą Chrystusa – nadaje ton owej historii. Bowiem pod okiem miejsca sacrum, ołtarzem dokonuje się wiwisekcja charakterów, spotkań, nieustannych plotek, nienawiści i nieprawych związków. Niemo patrzący Zbawiciel, od czasu do czasu otarty ścierką z owego ludzkiego brudu, patrzy na ów padół życia, katastrofę polskiej niechęci. Przetaczające się krzyki, kłótnie, cierpienia są jak korowody i pielgrzymki. Nie ma pokoju – jest poszukiwanie problemu. To obrazy jak z naszego życia codziennego, gdzie hejt staje się formą dialogu i buduje komunikację społeczną. Przez scenę przewija się cały kalejdoskop charakterów – dziadów-żebraków, którzy mimo wszystko wierzą w dobro swoich rodzin, pasibrzuchów księży, którzy pod płaszczykiem wiary bogacą się na barkach biedy, ale także idealistów zniewolonych siłą rodziców. Ten pejzaż przypomina nasz dzień bieżący, uzmysławia o mijających latach, ale i niezmienności naszych charakterów. To bardzo smutna konkluzja i obraz.
Sama inscenizacja jest nieco statyczna, ograniczona. Początek zanudza swoją monotonią i brakiem rytmu. Jednak z każdą minutą tworzy się wciągający epicki obraz polskiej wsi, społeczności. Narratorka maluje świat prozą, ukazuje bohaterów, komentuje wątki. Pory roku odwzorowane są symbolicznie. Świetna jest scena wykopków ziemniaków, które pokrywają scenę. Zaduszki – jakże symboliczna z jednym zniczem na proscenium, a zimowe już Boże Narodzenie z szopką i prostym stylizowanym tańcem ludowym – oczarowuje. Wiosna staje się czasem traumy, bez mężczyzn, którzy zostali zabrani do więzienia po bójce z Żydami, a świat kobiet i umierającego Boryny, pełen jest niechęci i nienawiści. Snuje się niemrawo, zamyka w monologu Jagny, opisie stanu, owej wszechogarniającej nudy i pustki. Bez pracy, prześnienia owego czasu, wyczekiwania na tragedię. Nadchodzi ona nagle, kolejnego lata, gdy garstka mieszkańców udaje się na pielgrzymkę do Częstochowy. A we wsi ma miejsce samosąd. Grupowe wyplenienie zła, pod cichym okiem kościoła, zabija chęć indywidualnego szczęścia, degradując autonomię jednostki.
Należy podkreślić wyrównane aktorstwo, ale niestety część scen rozegranych w kulisach, gdy słychać tylko krzyk i zwadę, jest wręcz niezrozumiała. Efekt świetnie pomyślany, ale nie daje szansy dobrego odbioru przez widownię. Jednym z bohaterów jest pies Łapa, który błąka się po scenie jako bezpański zwierzak, ale przez to buduje kontekst owej dziwnej grupy wiejskiej. Kobiety wygrywają nad mężczyznami, mają więcej do powiedzenia, ukazania. I znów przywołajmy współczesność. Jak pokazują badania, to właśnie płeć piękna wielokrotnie podburza do zwady i konfliktu. Dalekie i bliskie.
Remigiusz Brzyk przygotował rozległy epos o nas samych. Przeglądamy się nieswojo. Ale to nie jest opowieść o dawnych czasach, widziana serialowymi odcinkami, ale w symbolicznym kostiumie historia o naszym świecie dzisiejszym. Jak w soczewce odbijają się relacje sąsiedzkie, rola instytucji wiary, a przede wszystkim zawiść i bolące charaktery. Dlaczego nie umiemy wyrwać się z matni uwiązania tradycji na rzecz niezależności i indywidualności. Jak długo będzie trwał chocholi taniec niemocy. Można krzyknąć – „Ludzie dajcie żyć. Każdy jest człowiekiem”.
__________
Nagrody i wyróżnienia
Spektakl w finale konkursu "Klasyka Żywa" 2023r.
- Komisja Artystyczna "Klasyka Żywa" wyróżnia psa Sójkę za rolę psa Łapy w spektaklu „Chłopi”
48. Opolskie Konfrontacje Teatralne "Klasyka Żywa" / 2024r.
- Grand Prix dla spektaklu "Chłopi"
- nagroda aktorska dla Jana Nosala za rolę Księdza w spektaklu "Chłopi" w reż. Remiusza Brzyka
Marka Radia Kraków grudzień 2023
Twórcy
Adaptacja i dramaturgia: Tomasz Śpiewak
Reżyseria: Remigiusz Brzyk
Scenografia i kostiumy: Iga Słupska
Muzyka: Jacek Grudzień
Choreografia: Anna Obszańska
Reżyseria światła: Monika Stolarska
Inspicjent: Anita Leszczyńska
Obsada
- KOMORNICA: DOROTA GOLJASZ
- - : ANNA PIJANOWSKA
- HANKA: WERONIKA KOWALSKA
- AGATA, ORGANIŚCINA: BEATA SCHIMSCHEINER
- KUBA, OJCIEC HANKI: JACEK WOJCIECHOWSKI
- KSIĄDZ: JAN NOSAL
- JAGNA: JUSTYNA LITWIC
- BORYNA: KAJETAN WOLNIEWICZ
- DOMINIKOWA: KATARZYNA TLAŁKA
- JAMBROŻY: MACIEJ NAMYSŁO
- JAGUSTYNKA: MAŁGORZATA KOCHAN
- JASIO: Mateusz Trzmiel/ gościnnie
- JASIO: ROBERT RATUSZNY
- ANTEK: PIOTR FRANASOWICZ
- -: PATRYK PALUSIŃSKI
- JEWKA: ROKSANA LEWAK
- KOWAL: RYSZARD STAROSTA
- PIES ŁAPA: suczka Sójka