Paweł Wolak, Katarzyna Dworak (PiK) Gdy przyjdzie sen reż. Małgorzata Bogajewska Klasyka współczesnego teatru

Scena:
Scena Pod Ratuszem
Czas trwania:
2h (bez przerwy )
Cena:
normalny: 77 pln , ulgowy: 55 pln

O spektaklu

Tragikomedia ludzkich zachowań, kryminał i tragedia miłosna w jednym. Historia zrodzona z pragnienie innego, intensywnego życia, miłości, luksusu, chwili, w której czując się jak uwięziony, kolorowy ptak, chce się odlecieć w nieznane… Wiejska wspólnota jest jak małe laboratorium, w którym można obserwować najbardziej pierwotne ludzkie instynkty jak pod mikroskopem. Tutaj nic się nie ukryje, wszyscy wszystkich znają, wszyscy wszystko o  sobie wiedzą. Nie można mieć skrytych marzeń, ani własnego małego szczęścia. Wszystko trzeba dzielić z sąsiadami: marzenia, żądze, miłość i tragedię. Wtedy jest i straszno i śmieszno.
„Gdy przyjdzie sen…” to opowieść o takiej miłości, która zdradziła kochanków. Która rozpaliła w nich marzenia-zmyślenia, które w miejscu, gdzie żyli nie mogły się spełnić. I o prawie, które rządzi ludzkimi losami, prawie najbardziej pierwotnym i bezwzględnym, które nigdy nie gości na salach sądowych, ale każdy nosi je w ciemnych zakamarku duszy.

Premiera 21 września 2018, Scena Pod Ratuszem
368 premiera Teatru Ludowego

 

***
*Spektakl przeznaczony jest dla widzów od 16. roku życia.
**W spektaklu w charakterze rekwizytu używane są papierosy.

Spektakl brał udział w 25. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej. Ogólnopolski Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej ma na celu nagradzanie najciekawszych poszukiwań repertuarowych w polskim teatrze, wspomaganie rodzimej dramaturgii w jej scenicznych realizacjach oraz popularyzację polskiego dramatu współczesnego. Konkurs organizowany jest przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. W I etapie Konkursu spektakle ocenia Komisja Artystyczna w składzie: Dominik Gac, Andrzej Lis, Henryk Mazurkiewicz, Piotr Morawski, Jacek Sieradzki, Sandra Szwarc i Zuzanna Berendt.

 

24.10.2018
Olga Katafiasz
 

Prosta historia

Niewielka przestrzeń Sceny pod Ratuszem jest niemal pusta. Kilkanaście krzeseł, dystrybutor źródlanej wody. Pani sprzątająca wyciera mopem podłogę, przygląda się temu tajemniczy mężczyzna (Piotr Piecha). Właściwie nie wiemy, kim jest, domyślamy się jedynie, że będzie nadzorował przebieg akcji – nie przedstawienia, ale wizji lokalnej, bo z minuty na minutę przekonujemy się, że jesteśmy świadkami odtworzenia zdarzeń, jakie już nastąpiły. Tragiczny wypadek czy morderstwo? Co stało się we wsi Borówka, położonej w kotlinie, odciętej od świata i żyjącej swoim rytmem, jakiemu trzeba się poddać?

Gdy przyjdzie sen Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak to poetycki dramat o tych, którzy nie chcieli podporządkować się regułom wiejskiej społeczności, nie wystarczała im prosta codzienność. Basia (Iwona Sitkowska) i Jasiek (Wojciech Lato) są ze sobą od kilku lat, mają dziecko. Jasiek pracuje u Walczaka (Kajetan Wolniewicz), od czasu do czasu upija się do nieprzytomności w miejscowej knajpie, czego nie pochwala, ale wobec czego nie protestuje Matka (świetna Beata Schimscheiner). A Baśkę nosi – chciałaby innego życia, piękniejszego, pełniejszego, innego po prostu niż tutaj, we wsi zapomnianej przez Boga, ale w której ludzie bacznie przyglądają się sobie i bezlitośnie oceniają każde słowo, gest, postępek. „Za dużo dałeś jej Panie Boże potencjału... Za dużo...”, ubolewa Ksiądz (Jan Nosal). „Od początku, od dziecka, że to moje miejsce nie jest czułam. / Woda mi tu nie smakuje, kwiaty nie pachną, potykam się ciągle”; jedynym sposobem na wyrwanie się z nieswojego miejsca jest poznanie mężczyzny. Baśka najpierw nawiązuje znajomość z miastowym Leszkiem (Ryszard Starosta), potem ucieka z „trudnej wsi” do miasta. 

Skoro oglądamy nie wydarzenia, ale ich odtworzenie na potrzeby śledztwa, postaci niejako odgrywają to, w czym uczestniczyły. Najciekawszy aspekt przedstawienia Małgorzaty Bogajewskiej wynika z założenia, że bohaterowie balansują między tym, co czuli, a pokazaniem swoich stanów w taki sposób, by zrozumieli je inni. Efekt obcości, jaki pojawia się w ich byciu wobec widzów, paradoksalnie pozwala pojąć, co tak naprawdę wydarzyło się we wsi i – przede wszystkim – co kierowało działaniami jej mieszkańców.

A te są dość przewidywalne: członkowie społeczności wymykający się jej prawom muszą zostać ukarani. W Gdy przyjdzie sen kluczowy nie jest rozwój wypadków ani nawet pokazanie modelowych zachowań grupy ludzi, ale właśnie tęsknoty drzemiące w dwojgu kochanków, Basi i Jaśku. 

Spektakl Małgorzaty Bogajewskiej ujmuje nie tylko prostotą prowadzenia akcji, ale przede wszystkim świetnym aktorstwem. Wierzymy postaciom drugoplanowym: ciężarnej Krysi (wyrazista Weronika Kowalska), bratowej Jaśka i jej mężowi Mietkowi (Cezary Kołacz), uważającym, że mężczyzna zasługuje na kobietę lepszą i stateczniejszą, niż postrzelona, zbyt ładna i zbyt wymagająca Baśka. Drażni nas Matka z jej pobłażaniem dla typowych pijackich wybryków syna i zrozumieniem życiowej niezaradności, ale jednocześnie widzimy zrozumiałe pragnienie stabilizacji, a przynajmniej spokoju. Bo szczęście to zbyt wiele dla mieszkańców Borówki, wystarczy brak kłopotów i cierpliwe podążanie przez życie. Nie lubimy ani Krysi, ani Mietka, ani Matki, co nie znaczy, że są złymi ludźmi, po prostu ukształtowała ich „trudna wieś”. Niektórzy jej mieszkańcy bywają, owszem, bardziej od innych wredni, jak sklepowa Ewa (Karolina Stefańska), albo bardziej pazerni, jak „najbogatszy we wsi” Walczak. Ale Borówka nie jest miejscem wynaturzonym, spotworniałym – przeciwnie, wiarygodnym, ludzkim. Piszę o tym, bo oglądając przedstawienie i potem czytając dramat Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak, myślałam o innym spektaklu, Będzie pani zadowolona, czyli rzecz o ostatnim weselu we wsi Kamyk Agaty Dudy-Gracz. Widzowie Będzie pani zadowolona... oglądają przerażający świat i strasznych ludzi, wobec których mogą poczuć wygodną wyższość. Dramat Gdy przyjdzie sen, mimo że wydaje się podobny utworowi Dudy-Gracz, budzi skrajnie różne odczucia. Nie czujemy się lepsi niż bohaterowie krakowskiego przedstawienia o zawiedzionej miłości, potrafimy ich zrozumieć, współczuć im, odnaleźć w ich doświadczeniu to uniwersalne.

Prostota reżyserskich założeń Bogajewskiej, dotyczących scenicznej przestrzeni i, co się z tym wiąże, filmowego niejako montażu kolejnych scen, prowadzenia postaci i adaptacji tekstu (autorzy zaznaczają, że „didaskalia [są] możliwe do przepisania na kwestie dowolne”; Bogajewska również podkreśla rolę niektórych postaci, na przykład Matki) pozwala wybrzmieć znakomitym rolom Iwony Sitkowskiej i Wojciecha Lato. „Historia miłosna” Wolaka i Dworak mogłaby mieć podtytuł „nienasyceni”. Basia i Jasiek chcą „czegoś więcej” i są w tym, nieokreślonym przecież, pragnieniu bezradni i nieporadni. Bo ani zdobycie nowego kochanka, ani pozyskanie pieniędzy nie przynoszą ukojenia. Bohaterowie kiedyś się uwielbiali, ale fascynację zabiła nużąca potoczność. Baśka Sitkowskiej jest kobietą, która nie pokłada już nadziei w „wielkiej miłości”, ale ciągle jeszcze chce doświadczyć intensywności życia. Jasiek Wojciecha Lato, nieufny wobec tego, co inne od wiejskiej codzienności i matczynej wścibskiej troski, nie bardzo wie, do czego mógłby dążyć. I właśnie owa bezsilność obojga – wobec świata, do jakiego nie pasują i siebie samych, których nie znają i nie rozumieją – w krakowskim spektaklu porusza najsilniej.


30.08.2018
Joanna Marcinkowska
 

Sen czy śmierć?

Ludzie z wiosek i malutkich miast mają najczęściej jedno marzenie: wyjechać do dużego miasta. Takie prawdziwe, duże miasto urasta w ich wyobraźni do rangi ostatecznie utopijnego miejsca, w których czeka ich lepsze życie. Sława, pieniądze, a przede wszystkim – praca. Betonowe molochy mają oferować spełnienie zawodowe, mnóstwo możliwości rozwoju i podniesienie swego statusu społecznego. Małgorzata Bogajewska pokazuje, że „Gdy przyjdzie sen" – nie zawsze jest on tym, czego naprawdę byśmy chcieli, a każda szczęśliwa moneta ma swój mroczny rewers.

Kiedy wchodzimy na widownię, możemy na scenie obserwować już sprzątaczkę, która z pełną podziwu gorliwością i dokładnością myje podłogę. Kończy pracę idealnie przed godziną rozpoczęcia spektaklu. Nadzoruje ją milczący, elegancko ubrany mężczyzna. Zaraz po wyjściu kobiety – rygluje drzwi od sali teatralnej, wpuszcza na scenę bohaterów specjalnym wejściem. Przez dwie godziny nikt nie będzie miał prawa opuścić tego miejsca. Orientujemy się, że mimowolnie będziemy świadkami przesłuchania.

Historia toczy się wokół losów wsi, a jej główną bohaterką jest młoda dziewczyna, która czuje, że nie pasuje do tego miejsca. Co prawda, ma nawet dziecko ze swoim miejscowym chłopakiem, ale nie przeszkadza jej to zdradzić go i w akcie desperacji wyjechać. Życie w mieście okazuje się się jednak dla niej od samego początku również nieszczęśliwe i pełne pokus. Jej niedoszły mąż zostaje we wsi ze swoją toksyczną matką i nieoczekiwanie zostaje milionerem. Wygrana okazuje się jednak przekleństwem.

Na aktorów w tym spektaklu patrzymy jak zahipnotyzowani. Każda postać jest charakterystyczna i wyrazista. Aktorstwo jest tutaj najwyższej próby. Wszyscy są cały czas na scenie, żywo reagują na opowieści innych. W ten sposób zyskujemy wielogłosowość narracji, a jednocześnie z przerażeniem obserwujemy, ile jest tu podskórnej nienawiści, ukrytej zazdrości i bezwzględności w ocenianiu innych i wymierzaniu kary. Wszystko jest dla nich czarne albo białe. Sen oznacza śmierć. Zarówno realną, jak i symboliczną. Spełnienie marzenia, to metaforyczny czas, gdy ten sen przychodzi. Sen to osłabienie czujności. Sen to wymarzony wyjazd, spełniona miłość czy nagłe bogactwo. To wszystko jest także niezmywalnym piętnem, o którym bliżsi i dalsi sąsiedzi, znajomi oraz przyjaciele nie dadzą zapomnieć. Spełnienie marzenia uwalnia niepohamowaną zazdrość.

W opowieściach postaci dużo jest opisów krwi, błota, brudu, jednostkowego cierpienia. Jednak nie uświadczymy tu narzędzi zbrodni czy okaleczeń. Podążamy za słowem aktorów, którzy większość rzeczy jedynie zaznaczają gestami. Resztę podpowiada nam wyobraźnia. Są to bardzo intensywne psychicznie dwie godziny. Mimo, że niektóre dialogi mają komiczny rys, to jednak po chwili śmiech zamiera na wargach. Rubaszny dowcip wybrzmiewa tu okrutnie.

Teraz na myśl przychodzi refleksja na temat sprzątaczki, która przygotowywała pomieszczenie. Mała, jaskrawo oświetlona salka przywodzi na myśl jakąś katownię, w której podłoga nieraz zalana była pewnie krwią, której trzeba się szybko i dokładnie pozbyć. Milczący mężczyzna może być prokuratorem, ponieważ widać, że bohaterowie czują przed nim respekt. Jednocześnie snują opowieść z dbałością o szczegóły – nawet te, które czasem niemal przekraczają wyobraźnię.

Kiedy spektakl się kończy, zapada milczenie. Powoli zaczynamy odczuwać ulgę, że dotrwaliśmy do końca: znamy już finał tej nieprawdopodobnej (ale czy na pewno?) historii. W naszej wyobraźni scena jest zalana krwią, bohaterowie sponiewierani, społeczność zhańbiona. Nadal jednak mamy przed sobą to samo małe pomieszczenie. Coś na kształt sali przesłuchań i zgromadzonych w niej ludzi. Wszyscy są zgnębieni, ponieważ musieli przeżywać tę historię na nowo, angażować emocje, jednocześnie trzymając się faktów. Ale wokół jest czysto.

Gdyby ten tekst wzięła na warsztat Agata Duda-Gracz, scena naprawdę byłaby zalana krwią, a w tle widzielibyśmy zgliszcza. Przez cały spektakl nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że byłby to idealny tekst do realizacji właśnie dla Dudy-Gracz, ponieważ głównie z takich widowisk ją znamy. Surowe zasady małych społeczności, myślenie magiczne i samosądy – takie motywy znajdziemy najczęściej u Dudy-Gracz. I nawet tak jak w jej spektaklach: w „Gdy przyjdzie sen" aktorzy na koniec zastygają na swoich miejscach i pogrążają się w posępnym milczeniu, nie opuszczając sceny.

Małgorzata Bogajewska potraktowała realizację ascetycznie, jeżeli chodzi o scenografię, ale dzięki temu w genialny sposób skumulowała emocje maksymalnie. Postaci nie mają drogi ucieczki: wszystko dzieje się w jednym, małym pomieszczeniu, w którym wszyscy siedzą ciasno obok siebie. Proste, drewniane krzesła, nad głowami świetlówki, które jedynie delikatnie zmieniają kolor. Spektakl opiera się na tekście: jest mocny i daje do myślenia. Opowieści bohaterów trzymają w napięciu od pierwszego do ostatniego słowa. Kolejne zdania są zagłębianiem się w mrok ludzkich losów, które toczą się gdzieś obok wielkich metropolii. Tutaj wszystkim trzeba dzielić się równo: zarówno snami, jak i śmiercią. Jeśli tylko ktoś spróbuje przekroczyć zaklęty krąg i wyłamać się w jakikolwiek sposób: społeczność na pewno mu tego nie daruje.

Nagrody i wyróżnienia

- Nagroda Publiczności na 12. Katowickim Karnawale Komedii
 - XIX Festiwal Dramaturgii Współczesnej"Rzeczywistość przedstawiona" Zabrze 2019:
1. Główna Nagroda za reżyserię i twórczy wkład w realizację dramatu „Gdy przyjdzie sen” w Teatrze Ludowym w Krakowie Małgorzacie Bogajewskiej,
2. nagrody aktorskie dla:
– Beaty Schimscheiner za rolę Matki w spektaklu „Gdy przyjdzie sen” w Teatrze Ludowym w Krakowie
– Iwony Sitkowskiej za rolę Basi w spektaklu „Gdy przyjdzie sen” w Teatrze Ludowym w Krakowie
– Wojciecha Lato za rolę Jaśka w spektaklu „Gdy przyjdzie sen” w Teatrze Ludowym w Krakowie
– Cezarego Kołacza za rolę Mietka w spektaklu „Gdy przyjdzie sen” w Teatrze Ludowym w Krakowie
3. Jury „Młodych” XIX Festiwalu Dramaturgii Współczesnej „Rzeczywistość Przedstawiona” w Zabrzu nagroda dla:
Cezarego Kołacza za rolę Mietka - za rolę Mietka dla Cezarego Kołacza najlepszy aktor w spektaklu „Gdy przyjdzie sen” w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Ludowym w Krakowie.

Twórcy

reżyseria: Małgorzata Bogajewska
scenografia: Joanna Jaśko - Sroka
reżyseria światła: Dariusz Pawelec
muzyka: Bartłomiej Woźniak

Obsada