Aktualności

Zobacz wszystkie aktualności
04.05.2011

UDAJĄC OFIARĘ. ODLICZAMY DNI DO PREMIERY

W przerwach między próbami rozmawiamy z reżyserem o życiu i teatrze

Rozmowa pierwsza

Rozmowa pierwsza
 
- Polacy mają krótką pamięć i po kilku latach od przeprowadzki do Petersburga już niemal jest Pan Rosjaninem, a przecież u zarania życia była nie chłodna Newa, a gorąca Afryka…

ANDRZEJ BUBIEŃ - Rzeczywiście, urodziłem się w gorącej Afryce, w Bamako, stolicy Mali, gdzie rodzice pracowali jako lekarze i Czarny Ląd to kontynent, który najbardziej lubię. Rzadko tam bywam z braku czasu, ale rzeczywiście najlepiej się czuję jak jest 45 stopni na Saharze. Widocznie ten czas spędzony w brzuchu mamy odcisnął swoje piętno.
 
- Rodzinne podróże – bardziej lub mniej aranżowane przez historię – otwarcie na świat sprawiło, że w Pana rodzinnym domu mówiło się w kilku językach.


- Tak, ale też wynikało to z tradycji. Nasza rodzina ma jakieś tam herby rodowe… Żona ostatnio próbując to sprawdzać była zszokowana, bo okazało się, że jesteśmy skoligaceni z rodem Romanowych. Mamy wielokulturowe korzenie i dlatego w domu mówiło się po francusku, po rosyjsku i oczywiście po polsku. Te języki się przeplatały. Kiedy więc w szkole było obowiązkowe nauczanie języka rosyjskiego, o czym młodzi już nie pamiętają, to ja nie mogłem zrozumieć, dlaczego moi koledzy mają kłopot z „udarieniem”, czyli pływającym akcentem w języku rosyjskim. Moja babcia, hrabina odesska, nie odpuszczała mi, jak mówiłem coś niepoprawnie po rosyjsku.

- Zatem studia w Petersburgu były swego rodzaju powrotem do korzeni.

- W pewnym sensie to jest oczywiście powrót do korzeni. Ale najpierw część mojej rodziny uciekała z Rosji z białym oficerami przez Ukrainę… Są dwa teksty, które muszę kiedyś zrobić w teatrze i ciągle nie mam na to czasu – „Biała gwardia” Bułhakowa i „Bieg”. One są w dużej części biograficzne dla mnie, więc ciągle trzymam je w plecaku i pewnie prędzej czy później się do nich dobiorę. Poza tym to wielka literatura. Więc to był powrót do korzeni i rodzinnych doświadczeń, ale z drugiej strony chciałem się uczyć w szkole, która ma tradycje, a Akademia, w której dziś już jestem wykładowcą, ma prawie 240 lat. Wydawało mi się, że tam jestem w stanie się nauczyć warsztatu, bo to było dla mnie najważniejsze. Przyjechałem do Leningradu, a wyjechałem z Sankt Petersburga, wszystko się tam zmieniało. Pucze, rewolucje, a myśmy studiowali, siedem dni w tygodniu siedzieliśmy w Akademii i nie mieliśmy czasu na rewolucje…. Więc to był rzeczywiście czas niezwykły i dla mnie najważniejszy, bo dał mi narzędzia do pracy i nauczył zawodu.

- Wtedy nie kusiło , żeby zostać od razu w Petersburgu? Przecież pierwsze swoje spektakle zrealizował Pan właśnie tam.


- Nie, ponieważ ja miałem rodzinę w Polsce, więc po pierwsze chciałem do niej wrócić, po drugie ponad cztery lata studiów w Rosji. Ja skończyłem te studia troszkę wcześniej, ponieważ mój dziekan powiedział, ze już mnie wszystkiego nauczył i żebym już szedł się zajmować zawodem, a nie rozwalał im akademię od środka. Poszedłem dalej swoją drogą i oczywiście chciałem bardzo wrócić do Polski i robić tu przedstawienia, wykorzystać swoje doświadczenia tam zdobyte. Jestem w czepku urodzony, bo nie miałem żadnego przestoju w pracy. Moja "matką chrzestną" polską jest Julia Wernio, która wtedy była dyrektorem Teatru Współczesnego we Wrocławiu. Jedno z moich przedstawień pokazywałem w Ośrodku Grotowskiego i tam prowadziliśmy też międzynarodowe warsztaty poświęcone rosyjskiej szkole aktorskiej. Pani dyrektor Wernio to przedstawienie wtedy zobaczyła i… tak się zaczęła moja przygoda z polskim teatrem.

Popularne

Obrazek
23.11.2011

ZAKŁADNICY NIE SWOJEJ HISTORII

My cały czas jesteśmy zakładnikami nie swojej historii, lecz historii naszych rodziców, którzy coś tam pamiętają, jakąś WIELKĄ PRAWDĘ lat osiemdziesiątych, siedemdziesiątych. A mi, nam, pokoleniu wychowanym po ’89 odmawia się prawa do tej historii - mówi Małgorzata Głuchowska, reżyserka spektaklu „Jak nie teraz, to kiedy, jak nie my, to kto?” wystawianego w ramach Międzynarodowego Festiwalu Teatralnego - „Boska Komedia”.

Zobacz więcej
Obrazek
17.11.2011

JAK NIE TERAZ TO KIEDY JAK NIE MY TO KTO? PREMIERA 9 GRUDNIA - SCENA STOLARNIA

Najnowszą historię polski postanowiono zmieścić na pokładzie okrętu – ograniczając tym samym przestrzeń scenicznej gry, wprowadzając twarde reguły morskiego kodeksu. W ten hermetyczny świat wkracza Lamia – współczesna dziewczyna, która postanawia stworzyć prywatną narrację historyczną, odnajdując i nazywając tym samym swoje miejsce w historii...

Zobacz więcej
Obrazek
16.11.2011

POLSKO - FRANCUSKI PROJEKT W TEATRZE LUDOWYM

Przedstawienie oparte na wątkach Szekspira i zrealizowane przez polsko-francuski zespół z wykorzystaniem stworzonego na potrzeby spektaklu języka zostało zaprezentowane w poniedziełek (14.10.) na scenie Teatru Ludowego

Zobacz więcej